Kataplexis, jak na razie, nie przebili się zbyt mocno do świadomości miłośników hałasu, jednak paru wybrednych maniaków już się na nich poznało za sprawą debiutanckiego „Insurrection” utrzymanego w typie nowoczesnego brutalnego death metalu. Nie powiem, żeby teraz, po pięciu latach, wracali w roli faworytów, ale solidnego wygrzewu można było po nich oczekiwać. Podobnie jak na poprzedniku, na Downpour nie zawarto zbyt wielu minut, ale nut tu zdecydowanie nie brakuje, bo chłopaki się streszczają. Obecnie zespół łączy totalny death-grindowy wypierd (znany choćby z Origin i setek podobnych) z bardziej barbarzyńskim podejściem w typie Blasphemy czy Revenge, dzięki czemu ich muzyka zabrzmiała znacznie bardziej podziemnie i chaotycznie niż na debiucie. Przy okazji też bardziej hermetycznie i jednorodnie, ale to nie problem, zwłaszcza przy tej objętości. Przynajmniej mnie takie, jakby nie było, mniej typowe oblicze kapeli pasuje bardziej – doskonale słychać, że grają tak, bo chcą, a nie dlatego, że tak im wychodzi. Chłopaki przystopowali nieco (i tylko nieco) z komplikowaniem materiału i tym razem nacisk położyli na intensywność uzyskiwaną głównie dzięki szybkości – do tego stopnia, że przez cały Downpour tempo zmienili raptem kilka razy. Kiedyś takim maniakalnym umiłowaniem dzikiej jazdy — i równie przybrudzonym brzmieniem — charakteryzowała się ekipa Brutal Truth, dziś te cechy przejawia właśnie Kataplexis. Kanadyjczykom wyszła w ten sposób płyta, po którą nie sięga się dla przyjemności, tylko żeby się dać ogłuszyć, zamęczyć, żeby razem z zespołem rzygnąć wszystkim, co siedzi w bebechach. Jakby nie patrzeć, takim podejściem zawęzili sobie grono potencjalnych odbiorców, ale nie oszukujmy się – i tak by ich wielu nie było. Ja jednak zachęcam, żeby zostać jednym z nich.
ocena: 7/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/kataplexis/