Sporą przerwę zrobili sobie Cannibale od ostatniej, bezsprzecznie znakomitej, płyty, ale biorąc pod uwagę te wypasione jubileuszowe cuda, było to całkiem rozsądne zachowanie. Zajawki rzucone przed premierą Evisceration Plague do sieci pozwoliły się utwierdzić w przekonaniu, że krążek będzie co najmniej udany. No i jest, bo raz, że poniżej pewnego poziomu Amerykanie nie schodzą, a dwa, że kontynuuje on brzmieniową formułę (a zatem współpracę z Ericem Rutanem) zapoczątkowaną na „Kill”. Zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że gdyby z takim dźwiękiem nagrali byle kupę, to i tak by miażdżyła. Ale to tylko dywagacje, bo materiał stworzyli bardziej niż solidny – niezmiennie brutalny, niezmiennie techniczny i — z czym bywa u Cannibali różnie — dość chwytliwy. Często pojawiają się fajne nawiązania do „Gallery Of Suicide”, co oznacza m.in. więcej klimatu i zwolnień/walcowania (doskonałe tego przykłady mamy w „A Cauldron Of Hate” i „Evisceration Plague”), a to przemawia do mnie jak cholera, bo takie granie wychodzi im świetnie. O intensywności muzy panowie także nie zapomnieli – porcjują ją tak udanie, że np. początku płyty słucha się na wdechu, jakby to był jeden krótki numer, a nie trzy normalnej długości. Dobra konstrukcja muzyki, spora płynność, odpowiednia motoryka, równe wokale – wszystko to sprawia, że krążek wchodzi lekko i bez popitki. Warto zaznaczyć, że kompozytorsko rozszalał się (hehe…) Paul Mazurkiewicz, pisząc ponownie jeden kawałek, a do dwóch następnych dorabiając teksty. Reszta chłopaków oczywiście nie pozostała w tyle (przy wiadomej dominacji Webstera), więc Evisceration Plague jest jednym z bardziej zespołowych wytworów Cannibali. Całość zgrabnie „gro i bucy”, więc po album spokojnie mogą sięgnąć nawet umiarkowani zwolennicy ich muzyki.
ocena: 8,5/10
demo
oficjalna strona: www.cannibalcorpse.net
inne płyty tego wykonawcy:
0 comments:
Prześlij komentarz