No proszę, Cannibal Corpse na starość nagrali album trudny w odbiorze. Hmm… no może nie do końca… Raczej album, do którego trudno się jednoznacznie ustosunkować… Chyba… W każdym razie chodzi mi o to, że Chaos Horrific, przynajmniej przy pierwszym kontakcie, ma ten sam problem co „Gore Obsessed”, „Red Before Black” i poniekąd „Evisceration Plague” – jego wszelkie zalety przesłania zajebiście wysoki poziom, ewentualnie przełomowość poprzednika. Nie dość, że na „Violence Unimagined” Amerykanie stworzyli jeden ze swoich najlepszych materiałów, to jeszcze niebezpiecznie rozbudzili oczekiwania, że kolejne będą równie ekscytujące. A tak się nie da…
Nie da się powtórzyć tamtej świeżości, o szok czy element zaskoczenia też w takiej sytuacji trudno, więc przy pierwszych kilku(nastu/dziesięciu) przesłuchaniach wyszukiwane na siłę minusy górują liczebnie nad plusami, co dość skutecznie zamazuje obraz Chaos Horrific i może zniechęcać do dalszego wgłębiania się w ten materiał. Dopiero z chłodną głową słuchacz zaczyna dostrzegać i skupiać się na tym, co Cannibal Corpse faktycznie stworzyli, zamiast na tym, czego na krążku nie ma.
Chaos Horrific to porządny ochłap krwistego i na wskroś kanibalistycznego death metalu z przepięknie brzmiącymi gitarami (chyba najlepiej od czasów „Kill”), standardowo zabójczym wokalem, świetnymi zróżnicowanymi solówkami oraz dość oszczędną (ekonomiczną?) i jednowymiarową pracą perkusji. O ile wokale i partie „strunowców” nie budzą moich najmniejszych zastrzeżeń, to ekstraklasa, tak do garów muszę się przyczepić, bo tym razem Paul naprawdę się nie popisał. Kilka mniej standardowych przejść i fajnych akcentów nie są w stanie zatuszować tego, że Mazurkiewicz niemal w każdym numerze klepie to samo i w ten sam sposób – to razi. Rozumiem, że wiek robi swoje, ale można trochę pokombinować i bez forsowania tempa.
Najciekawsze i najbardziej naturalnie brzmiące rzeczy na „Chaos Horrific dzieją się, kiedy zespół za bardzo się nie rozpędza, a zamiast tego stawia na przemyślany groove i jakiś wgniatający riff. Nie oznacza to oczywiście, że w szybszych kawałkach Cannibal Corpse zupełnie nie dają rady – dają, ale na pewno to nie perkusja odgrywa w nich wiodącą rolę. W każdym razie spośród dziesięciu nowych utworów jest w czym wybierać, a na mnie najlepsze wrażenie robią „Chaos Horrific” (wygrywa chwytliwością), „Blood Blind”, „Summoned For Sacrifice”, „Pestilential Rictus” (z jakiegoś powodu został całkowicie pominięty w książeczce), „Fracture And Refracture” oraz ciężki jak cholera „Drain You Empty”.
Jak na płytę, która jest niby dużo gorsza od poprzedniej, Chaos Horrific broni się naprawdę nieźle, a wchodzi nawet lepiej niż będący w analogicznej sytuacji „Red Before Black”. Potencjalnych hitów tu nie brakuje, więc album powinien doczekać się przyzwoitej reprezentacji w setlistach zespołu.
ocena: 8/10
demo
oficjalna strona: www.cannibalcorpse.net
inne płyty tego wykonawcy:
Red Before Black był bardzo dobrym albumem, jednym z ich najlepszych. Do Violence Unimagined mam niesmak, bo ta płyta była dostępna tylko i wyłącznie w wersji ocenzurowanej, bez tekstów. Trochę się zraziłem do kanibali, no bo co ta jaja żeby w 2021 cenzurować płyty? Kanibale mogliby zaskoczyć, ale nie wiem czy by fani tego chcieli. Mnie cieszy że im są starsi, tym więcej jest Thrash Metalu w ich muzyce. To dobry znak i dobra cecha
OdpowiedzUsuń