Kiedy zespół pokroju Gorguts bierze się za coś w swoim mniemaniu eksperymentalnego, to można się spodziewać dosłownie wszystkiego. Luc Lemay wymyślił sobie epkę o akademii-bibliotece, Domu Mądrości, która istniała od IX do XIII wieku w Bagdadzie. Hmm… Epkę z jednym utworem. Hmmmm… Utworem trwającym 33 minuty. Hmmmmmm… Już na samą myśl o takim kolosie w stylu Gorguts serce zaczyna szybciej pracować, a mózgowinie grozi przegrzanie. Czym jest jednak perspektywa apopleksji wobec palącej potrzeby sprawdzenia wytworu zwichrowanej wyobraźni Kanadyjczyka! Już po kilku taktach Pleiades’ Dust staje się jasne, że dla tego materiału warto poświęcić nieco zdrowia. I czasu. Wbrew pozorom nie mamy tu wcale do czynienia z „Colored Sands” w pigułce, a czymś zdecydowanie bardziej przestrzennym, nastawionym na nieco inny klimat, nieprzewidywalne zwroty i duże kontrasty. Mamy tu zatem chaotyczne, zbudowane na blastach wybuchy technicznej brutalności (duże brawa za rozmach dla znanego z Martyr Patrice’a Hamelin’a), typowo gorgutsowskie pokręcone jak diabli partie w wolnych tempach, kosmiczne odjazdy przywodzące na myśl Mastodon z „Crack The Skye”, jak i momenty niemal ambientowe – wyciszone, oszczędne i dziwnie niepokojące. Zróżnicowanie poszczególnych części utworu jest zatem ogromne, więc żaden wymagający słuchacz nie powinien narzekać na nudę i banalne podejście do tematu. Warto przy tym zaznaczyć, że muzycy Gorguts wykazali się odpowiednim wyczuciem przy komponowaniu tego materiału, dzięki czemu Pleiades’ Dust zaskakuje, intryguje i bardzo udanie wciąga słuchacza w swoje coraz głębsze i bardziej popieprzone warstwy. Utwór, mimo iż długi i szalenie pokomplikowany w warstwie instrumentalnej, ma zaskakująco czytelną strukturę i nie wkurwia nieskoordynowanymi przeskokami z jednej skrajności w drugą – podzielono go bowiem na siedem części (rozdziałów), które łatwo wyodrębnić nawet bez posiłkowania się wkładką. Zamiast jednak rozkminiać wirtualną tracklistę lepiej skupić się na tych wszystkich przepływających pod powierzchnią schizolskich dźwiękach, a jest ich bez liku, bo każdy z muzyków dołożył sporo od siebie. Jakby tego było mało, okładkę Pleiades’ Dust zdobi bodaj najlepsza praca Zbigniewa M. Bielaka. Takim „zapchajdziurom” mówię zdecydowane tak!
ocena: -
demo
oficjalna strona: www.gorguts.com
inne płyty tego wykonawcy:
A ja mówię nie! Mam określony budżet i jak mam do wyboru mini-album, a kompilację typu Ceremonial Oath, czy Gorement, to wiadomo co wybiorę, zwłaszcza, jeśli cenowo wychodzi na to samo (pięć dych, jak w mordę strzelił). Panowie z Gorguts niech wydają pełne płyty, a nie zawracają głowę takimi bzdetami. Inna sprawa, że teraz, nawet jak będę chciał sobie sprawić to cudo, to będzie ciężko, bo wyprzedane. Ehhhh i po co mi było słuchać Death Metalu. Mogłem rypać turbofolk jak inni koledzy
OdpowiedzUsuńKtoś wczesniej wpisał:"Panowie z Gorguts niech wydają pełne płyty, a nie zawracają głowę takimi bzdetami." Litości. I jeszcze taki badziew jak Ceremonial Oath porównywać do Gorguts... A 33 minuty to bardzo często pełnowymiarowy album.
OdpowiedzUsuńPleiades' Dust jest inteligentny na maxa, jak wszystko Gorgutsa od niesamowitej Obscury. Wczoraj słuchałem P.D. o 3 w nocy - super uczucie.
Luc Lemay szykuje nowy album Gorguts, także będzie wypas, jak zwykle
OdpowiedzUsuń