Obituary – i znowu to samo… Fakt, ale trzeba im przyznać, że jak już rozbujają, to nie ma przebacz – muzyka musi spasować. Nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi. W moim przypadku naturalna radocha wynikająca z pojawienia się nowej płyty została przyhamowana przez jej długość wskazaną na wyświetlaczu – ponad 50 minut. Obituary w takiej dawce niekoniecznie musi doprowadzać do ekstazy, jednak mimo to poradzili sobie bardzo dobrze. Wszelkie wątpliwości rozwiewa zestaw potencjalnych hitów wrzuconych na początek: „List Of Dead”, singlowy „Blood To Give”, „Lost Inside”, „Outside My Head” – każdy inny i na swój sposób charakterystyczny, a wszystkie wpadające w ucho. Taki prosty zabieg, a słuchacz jest załatwiony na prawie godzinę, podczas której razem z Johnem radośnie podśpiewuje refreny. Na poprzedniej płycie było dużo bezpośrednich odwołań do „Cause Of Death”, tym razem dość szybko pojawiają się — a występują w kilku kawałkach — patenty, które spokojnie mogłyby trafić na „World Demise”. Dotyczy to szczególnie riffowania i stosowanych rytmów, a także kwestii dynamizowania utworów. Przekładając to na fanowski język: Darkest Day, mimo iż sporych rozmiarów, słucha się lekko, łatwo i przyjemnie. To ostatnie gryzie się z zapowiedziami, jakoby materiał miałby być chory – sorki, ale nie wiem, na czym ta rzekoma „chorobliwość” ma polegać, bo niczego noszącego jej znamiona nie zauważyłem. Za to poziom przebojowości jest wyśrubowany. Poza wymienionymi wcześniej, do puli hiciorów zaliczyć można „Fields Of Pain”, „This Life” czy „Violent Dreams”. Album nie jest aż tak wypakowany solówkami jak „Xecutioner’s Return”, co naturalnie nie oznacza, że jest ich mało – miejsca do popisu Santolla dostał dosyć, żeby paluchy mu nie zardzewiały. Warto zwrócić uwagę na fakt, że tym razem jego popisy są znacznie bardziej klimatyczne i lepiej wkomponowane w poczynania kolegów. Ponadto omawiany krążek jest najlepiej brzmiącym spośród wszystkich wydanych po reaktywacji – ciężko, żywo i bardzo selektywnie. Wracając jeszcze do długości krążka – wpływ na to mają „Forces Realign” i „Left To Die”, czyli kawałki powtórzone z zeszłorocznej ep. Jasne, że są fajne, ale spokojnie mogłoby się bez nich obejść. Gdyby tak chociaż były w odmiennych wersjach… Trudno, jak mawiają: kochanej zgnilizny nigdy za wiele. Amerykanie, choć ich image coraz bardziej lumpowski, na Darkest Day trzymają fason i dostarczają porządnej dawki porządnego death metalu.
ocena: 8/10
demo
oficjalna strona: www.obituary.cc
inne płyty tego wykonawcy:
0 comments:
Prześlij komentarz