Ktoś złośliwy albo zupełnie nieobeznany w temacie mógłby powiedzieć, że historia Defecation jest dużo ciekawsza niż muzyka tej kapeli. Moooże i jest w tym odrobina racji, bo początki zespołu to zlepek kilku dziwnych i niekiedy zabawnych przypadków, ale wartości Purity Dilution i wpływu tego albumu — choć obiektywnie daleko mu do jakichkolwiek wodotrysków — na rozwój grind core’a nie można przecenić. Panowie Mick (hurtowo niszczący naciągi w Napalm Death) i Mitch (gitara i wrzaski w Righteous Pigs) Harris w niecałe pół godziny wyrzucili z siebie mnóstwo — jak się okazuje nie do końca uwolnionej w macierzystych kapelach — agresji i wkurwienia, co przełożyło się na ostro dojebany materiał: szorstki, wulgarny i nader bezpośredni, a przy tym surowo brzmiący. Purity Dilution to po prostu pozbawiony ozdobników i nieco chaotyczny grindowy żywioł, który zmiata wszystko na swojej drodze. Naturalnie wpływy Napalmów słychać na każdym kroku, ale muzyka Defecation ma jednak nieco bardziej wyziewny i hermetyczny charakter od tego, do czego wówczas zmierzali Brytyjczycy. Przy okazji jest także bardziej rozbudowana rytmicznie i gitarowo, jeśli przyjmiemy za punkt odniesienia choćby „From Enslavement To Obliteration”. No, ale przecież nie o wymyślne aranżacje tu chodzi. Po niezbyt optymistycznie nastrajającym (pod względem jakości) intrze następuje brutalny atak na narządy słuchu, który trwa już do samego końca płytki – bez litości i oglądania się za siebie. Grind, death metal i punk wymieszane tak, by powstało jak najwięcej odpychającego hałasu. Albo komuś takie podejście spasuje i postawi sobie Purity Dilution obok płyt Repulsion i Terrorizer, albo po kilku minutach na zawsze da sobie siana z Defecation.
ocena: 7/10
demo
inne płyty tego wykonawcy:
podobne płyty:
- NAPALM DEATH – From Enslavement To Obliteration
- TERRORIZER – World Downfall