Jako Polak z krwi i kości, recenzję Acts Of God zacznę od gmerania w przeszłości (jako Polak z krwi i kości, przejawiam również talenty poetyckie), bo z perspektywy czasu dość znacząco zaingerowałbym w oceny dwóch poprzednich płyt zespołu, choć bez zmieniania tego, co o nich napisałem. Oba krążki niedługo po wstępnym osłuchaniu trafiły na półkę, gdzie całkiem sprawnie idzie im zbieranie kurzu, bo nawet przy „wędrówkach” przez dyskografię omijam je szerokim łukiem. Nowy, mimo iż podtrzymuje delikatną tendencję zwyżkową, zapewne wkrótce podzieli ich los.
Zanim w ogóle przysiadłem do Acts Of God, nasłuchałem/naczytałem się przeróżnych zapewnień Rossa i Roberta o odświeżeniu stylu, wprowadzeniu wielu nowych i zaskakujących elementów oraz zupełnie odmiennym podejściu do produkcji. Ze słów głównodowodzących Immolation wynikało, że materiał będzie niemalże przełomem, a nie tylko pretekstem do jeżdżenia w trasy. No i cóż, skończyło się na tym, że zespół poszedł w ilość. Na Acts Of God to składa się aż 15 utworów (w tym dwa zbędne instrumentale) o łącznym czasie trwania 52 minuty, które siłą rzeczy szybko zaczynają się ze sobą zlewać, a pod koniec mogą zwyczajnie wywoływać znużenie. Pojawiające się tu i ówdzie nawiązania do kapitalnego „Shadows In The Light” pomagają tylko w niewielkim stopniu, bo trzon materiału stanowi mielonka oparta na patentach, którymi stały „Kingdom Of Conspiracy” i „Atonement”. Obiektywnie ogólny poziom kawałków jest bardzo wysoki, problem polega jednak na tym, że jest ich za dużo, są przy tym wtórne, a przez to umiarkowanie atrakcyjne. Nie do końca zgodziłbym się z opiniami, że Immolation od piętnastu lat nagrywają ten sam album, ale faktem jest, że formuła ich muzyki uleg(ł)a wyczerpaniu.
Z takiej obfitości utworów najbardziej — a w zasadzie jako jedyny — przekonuje mnie „Noose Of Thorns”. Może dlatego, że jest porządnie rozbudowany, bardzo gęsty i ciekawie poprowadzony, a może dlatego, że ma duuużo wspólnego z tym, co w „Shadows In The Light” najlepsze („World Agony”!). To jest właśnie miazga, jakiej oczekuję od Immolation, niekoniecznie oryginalna, ale z podana jajami – bynajmniej nie na miękko. Jednocześnie mam wrażenie, że ten numer robiłby jeszcze większe wrażenie, gdyby zespół ograniczył się do średnio-wolnego tempa. Poza jednym ewidentnym highlightem, w mojej pamięci krótkotrwałej osiadły tylko „Overtures Of The Wicked” i „Immoral Stain” – oba nieco śmielsze i mniej typowe rytmicznie. Cała reszta, mimo iż niezła, ma za mało wyróżników i nie wywołuje większych emocji.
We wspomnianym wcześniej „odmiennym podejściu do produkcji” jest sporo przesady, choć trzeba oddać Amerykanom, że na Acts Of God osiągnęli najmocniejsze brzmienie przynajmniej od dekady – masywne, a przy tym zadziwiająco selektywne. I w stu procentach rozpoznawalne. Tym razem team Orofino-Ohren zdecydowanie bardziej przyłożył się do roboty (za którą im płacą), a najwięcej zyskała na tym sekcja rytmiczna. Jest to o tyle istotne, że na Acts Of God trafiły najlepsze partie perkusji, jakie Steve kiedykolwiek nagrał – intensywne, urozmaicone i niemal finezyjne. Jeszcze coś – tak czytelnego basu Immolation nie mieli nigdy!
Jeśli chodzi o mój stosunek do Acts Of God, to jestem „raczej na tak”. Fani zespołu i tak kupią ten album, choćby z kolekcjonerskiego obowiązku, natomiast nie-fanów nie będę do tego specjalnie zachęcał. Obiektywnie są lepsze opcje. Daję 7,5 punktu, może nawet naciągane, ale trudno – będzie się z czego tłumaczyć następnym razem.
ocena: 7,5/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/immolation
inne płyty tego wykonawcy:
trudno się nie zgodzić. histerycznie pozytywna reakcja internetu dawała mi nadzieję że to może być jeden z lepszych albumów, ale jest to tylko kolejna płyta Immolation. Nawet okładka jest nudnie wtórna.
OdpowiedzUsuńmutant
Najczytelniejszy bass Immo mieli na Here In After 96
OdpowiedzUsuńz chęcią przeczytałbym twój stosunek do płyt Bolt thrower na serio
OdpowiedzUsuńWg dyskografii leci to tak: pozytywny / bardzo pozytywny / bardzo pozytywny / bardzo pozytywny / bardzo pozytywny / pozytywny / pozytywny / bardzo pozytywny
Usuńhellalujah:::
Usuń"Wg dyskografii leci to tak: pozytywny / bardzo pozytywny / bardzo pozytywny / bardzo pozytywny / bardzo pozytywny / pozytywny / pozytywny / bardzo pozytywny"
:D
Pozycja jakiej dorobił się Immolation po 2000 r. u osób słuchających DM to coś niepojętego. Po piątej płycie stali się nagle "wyjątkowi".
OdpowiedzUsuńImmolation, jak to Immolation - fenomen. I to jaki! Najbardziej przewartościowany zespół DM. Ani techniczny, ani brutalny, ani szybki, klimatyczny też nie. Debiut w irytujących średnich punkowych tempach brzmi bardzo komicznie przy innych płytach z 1991 r. Druga płyta i znów te stukanie niczym z początku lat 80. Trzeci album "Failures for Gods" to najlepsza rzecz jaką stworzyli, wreszcie zaczęli grać szybciej, ale i tak jest to przeciętna rzecz w porównaniu do innych płyt z końca lat 90. Potem cały czas to samo, w tym żenujący płaczliwy "Harnesing Riun". Takie same schematy na każdej płycie, ta sama budowa utworów.
Każda płyta tekstowo taka sama: wciąż jesus, cross, christ, god, light. Ludzie po 52-53 lata, a zatrzymali się na w drugiej połowie lat 80.
Mi ich muzyka kojarzy się z jazdą 20-gruzem, ledwo jadącym i gdzie w każdej chwili może koniec jazdy. Idealne skojarzenie.
Jak ktoś nie lubi Immolation, to po prostu nie lubi, nie kumam tego z dupy wytrzaśniętego wywodu. Na marginesie, nie jestem fanem Immolation, mimo że znam całą dyskografię, ani nie grzeje ani nie ziębi. Jednak nie rozumiem takiego spuszczania się nad tym, jak bardzo komuś ich muza nie pasuje. Ale na pewno słuchasz jakiś mega wypasionych kapel z początku lat 90. Nie bronie Immolation, mam na nich wyjebane ale kumam kult jaki się wytworzył wokół nich, jak i styl jaki wypracowali, bo nikt nie gra tak jak oni, a jak są to młodsze kapele, to Immolation był dla nich inspiracją, ktorą każdy rozwinął po swojemu. To jest tak jak z Meshuggah, wielu się nimi inspiruje, każdy udoskonala na swój sposob, ale Meshuggah jest jeden i tylko oni tak grają, nie ważne że nagrali w sumie już od 2002 roku kolejny bardzo podobny, nieraz z autocytatami album. Dla niektorych to nudne, jałowe, niestrawne, zakrzyczane i chuj wie jak bardzo na NIE. To druga kapela, ktora bnie ani grzeje ani ziębi.
UsuńZ dupy to może jesteś ty.
UsuńJa się tylko dziwię, że coś tak słabego, dla wielu jest tak dobre.
Gościu, nie napisalem nic o tym że ty jesteś z dupy czy innej dziury, więc zhamuj trochę. Piszę o twoim wywodzie, bo to argumenty o chuj rozbić. Nie leży ci, to nie sluchaj, proste jak jebanie. Nie kumam że tracisz czas na coś tak nudnego i słabego wymieniając kolejne punkty ich chujowizny. Immolation nie ma klimatu, a jaki band ma. Czy coś musi być szybkie, by było zajebiste. Czy musi być brutalne by było extra. Dla mnie extra jest Gorguts od pierwszej do ostatniej, Immolation wciągają dupą od strony warsztatowej, po skomplikowanie i klimat, też kapela z końca lat 80 ale do głowy by mi nie przyszło pisać jaki to Immolation jest slabszy od Gorguts. Nie zmienia to faktu że Immolation obrósł w kult i mam szacun. Z ciekawości, które kapele z końcówki lat 80 są techniczne, brutalne, mają klimat , nie kojarzą się z gruzem i punkowymi tempami. Jak napisaleś „Debiut w irytujących średnich punkowych tempach brzmi bardzo komicznie przy innych płytach z 1991 r. Druga płyta i znów te stukanie niczym z początku lat 80.” to się obśmialem, zwlaszcza na temat Here in After. To przykłady argumentów wybitnie z dupy. Także nie trać czasu na probę zrozumienia na to „ że coś tak słabego, dla wielu jest tak dobre.”
UsuńA jak IMMOLATION nagrali by zupełnie odmienny album, w zupełnie innym stylu, kompletnie nie pasującym do nich, to by było narzekanie, że to nie IMMOLATION. Hehehe, człowiek to cholernie pojebany stwór. Cokolwiek byś nie zrobił czy nie nagrał, to zawsze będzie źle. Komedia. Od IMMO oczekuję IMMO a nie gry pod np CANNIBALI czy innych DIMMU BURGERÓW. Ogarnijcie się ludzie
OdpowiedzUsuńNo, no CC, DB nieźle...jeszcze napisz o metalice i slipknot.
UsuńNie o to chodzi. Tylko o to, że jeśliby nagrali zupełnie odmienny album, napewno też byłby słaby.
O ho ho jaki wysyp komentarzy, ciekawi mnie jaka by była reakcja na Decapitated - Cancer Culture. Zastanawiałem się nad napisaniem recki, ale nowości pierwszoligowe co do zasady zostawiam Demogorgonowi.
OdpowiedzUsuńFakt faktem, że jest bardzo dobre pytanie, czy dana kapela nie powinna np. dać sobie siana z nagrywaniem płyt i po prostu tylko dawać koncerty. CC też mógłby dać sobie spokój z robieniem płyt, zwłaszcza jeśli mają je cenzurować tak jak Violence Unimagined, co już w ogóle jest kuriozum, że w 2022 r. jest gorsza cenzura niż w latach '90. I do tego jeszcze w przypadku CD, gdzie wszyscy korzystają z neta i nawet cedeka do ręki nie wezmą. Z drugiej strony takie grupy jak Benediction, które rzadko nagrywają płyty jak najbardziej od czasu do czasu mogą coś puszczać, bo nawet jeśli będzie to wtórne, to i tak będzie to lepsze od starych zespołów klepiących płyty co 2 lata. Mnie najbardziej imponuje wstrzemięźliwość Deicide, zwłaszcza że oni potrafili modyfikować styl. Niby zawsze trzymali się tego samego, a jednocześnie Till Death do Us part, czy Stench of Redemption ma się nijak pomysłami i klimatem do To Hell With God, czy starych płyt.
mutant