23 marca 2010

Morgoth – The Eternal Fall [1990]

Morgoth - The Eternal Fall recenzja reviewNie wiem jak wy, ale ja zawsze traktowałem tą, opatrzoną znakomitą okładką, płytę jako quasi-debiut Niemców. Fakt, że składają się nań dwie epki — „Resurrection Absurd” (1989) i „The Eternal Fall” (1990) — niewiele tu zmienia, bo utrzymane są na bardzo podobnym poziomie zajebistości, a różnica w brzmieniu nie jest kolosalna (choć odczuwalna na korzyść tej nowszej). Jakkolwiek by tego wydawnictwa nie traktować, mamy tu do czynienia z klasycznym brutalnym death metalem głęboko zakorzenionym w amerykańskich wyziewach (mixu dokonano w Morrisound, więc wszystko jest jeszcze jaśniejsze, a przy okazji to jakiś gwarant jakości), z baaardzo wyraźnym piętnem „Leprosy” – i to właśnie takie spojrzenie na muzykę tu dominuje. Innymi słowy Morgoth przenieśli piękne wzorce gatunku na własny, nieurodzajny grunt. I co najważniejsze – zdaje się, że jako jedyni w Niemczech uczynili to z bardzo pozytywnym skutkiem! Niezłe wyszkolenie techniczne, fajnie pomyślane aranże, sporo rytmicznego napieprzania, kapitalne zwolnienia, dobre solówki a do tego schizolskie klimaciki (a to za sprawą świetne wykorzystanych klawiszy), w które zespół udanie zapuszcza się w kilku kawałkach. Nastrój lekkiego popieprzeństwa podbija także nieco histeryczny wokal Marca Grewe, który na pewno przypadnie do gustu miłośnikom Death i Pestilence. Czas szybko mija przy The Eternal Fall, a takie kawałki jak „White Gallery”, „Pits Of Utumno”, „The Afterthought” czy „Selected Killing” na długie lata pozostają w głowie. Mnie takie granie cholernie rajcuje i nigdy nie odmawiam mu miejsca w odtwarzaczu. Polecić mogę każdemu, ale „zaskoczy” pewnie tylko u garstki. Aż dziwne, że po takim materiale nikt z rodaków nie poszedł w ich ślady…


ocena: 8/10
demo
oficjalna strona: www.morgoth-band.com

inne płyty tego wykonawcy:

podobne płyty:

Udostępnij:

2 komentarze:

  1. nie tylko ty traktujesz to jak debiut, bo w tym samym roku bodajże obie epki wyszły właśnie jako jedność

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie i to był najdurniejszy pomysł wewalić dwie epki na jedną taśmę i to z frontem tej drugiej. Obydwa materiały fajne, jednak lepiej by wyglądały oddzielnie w tamtych czasach. Jeszcze Grewe na vocalu i basie. Mega czasy, Potem Cursed w odświeżonym skladzie pozamiatał totalnie. Odium to już było słabo jak dla mnie, ciężar zniknął, ciary poznikały. Brzmienie cienkie jak dupa węża. O 3 krążku lepiej nic nie pisac. Mimo wszystko stary Morgoth, pozycja obowiązkowa.

    OdpowiedzUsuń