Głupie to straszliwie, ale po The Flesh Prevails sięgnąłem tylko po to, żeby się upewnić w przypuszczeniach, że jest do dupy. Czemu? No cóż, bo tak… Zdroworozsądkowego wytłumaczenia na to nie mam, a zmyślać mi się akurat nie chce. Niezależnie jednak od motywów, dobrze się stało, bo drugi album Fallujah okazał się dla mnie największym, przebijającym wszystkie poprzednie, pozytywnym zaskoczeniem tego roku. Naturalnie do gleby mnie nie sprowadził, bo do ideału mu sporo brakuje, ale dość powiedzieć, że wyraźnie wybija się ponad setki innych płyt z nowoczesnym technicznym death metalem, w tym także debiutancki „The Harvest Wombs”.
To, co przesądziło o — że tak trochę nadużyję — wyjątkowości albumu, to korekta wcześniejszego stylu. Amerykanie zdecydowanie spuścili z tonu (choć sam początek, a zwłaszcza „Carved From Stone”, może sugerować coś zupełnie innego), skupili się natomiast na nastroju muzyki i jej bardzo progresywnej otoczce. Do zmiękczaczy można zaliczyć tu m.in. elektroniczne plamy, ambientowe wtręty oraz damskie wokale. I jak zwykle nie pochwalam takich zabiegów, to w przypadku Fallujah naprawdę zdały egzamin, bo dzięki nim The Flesh Prevails jest materiałem niejednoznacznym, niejednorodnym, w wielu fragmentach niebanalnym, bardziej rozbudowanym, mocniej skupiającym uwagę i po prostu ciekawym.
Po pierwszych udanych ciosach zespół często i gęsto sięga po klimaty kojarzone raczej z twórczością Vai’a czy Satrianiego aniżeli death metalem w jakiejkolwiek odmianie. Brutalność staje się tylko dodatkiem (choć ciągle istotnym – bez niej zaraz pojawiłaby się nuda) do wielopoziomowych pasaży, a na pierwszy plan wysuwa się — uzyskiwana wieloma środkami — atmosfera. Innymi słowy: mniej krzyczą, więcej dumają. Obyło się jednak bez naciąganego eklektyzmu i tanich melodyjek. Także bez popadania w nie wiadomo jak popieprzone technicznie motywy, bo krążek na pewno jest mniej skomplikowany niż stać na to muzyków, a przez to słucha i zapamiętuje się go łatwiej, mimo iż wymaga skupienia.
W związku z powyższym zwolenników czystej napierdalanki zawartość The Flesh Prevails raczej nie zadowoli, a samo brzmienie może doprowadzić do rozpaczy. Sam zresztą nie jestem fanem tak podanego dźwięku. Fallujah nagrywali z przesławnym w niektórych kręgach Zackiem Ohrenem, ale zbyt dobrze, moim zdaniem, na tym nie wyszli. Kapuję, że chodziło im o maksymalną selektywność, ale przesadzili ze sterylnością, przez co płyta momentami brzmi dziwnie. Szczególnie kiepsko wypadają gary, bo w szybszych momentach cały generowany przez nie dźwięk zamienia się w płaskie „trytrytrytry”. No cóż, w tym elemencie się nie popisali, ale trzeba się jakoś do tego przyzwyczaić. Choć może i nie trzeba, ale warto, bo ten materiał na to zasługuje.
ocena: 8/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/fallujahofficial
inne płyty tego wykonawcy:
podobne płyty:
- IRREVERSIBLE MECHANISM – Immersion
- VIRVUM – Illuminance