Nie płakałem po papieżu. Nie czekałem także na najnowszą Obscurę; dowiedziałem się o niej w sumie przez przypadek, najprawdopodobniej sprawdzając jakieś informacje o Alkaloid. Sami przyznacie, że nie wystawia to najlepszej noty zespołowi, a już na pewno nie od osoby, która jeden z jego poprzednich albumów uznała za objawienie roku. W sumie nie ma się czemu dziwić, bo „Omnivium” był raczej rozczarowujący. Muszę się tutaj zgodzić z demo, że przekombinowali i na siłę chcieli wszystkim zrobić dobrze. Nie zgodzę się wszakoż z diagnozą, że kompozytorsko „Omnivium” stoi na równi z „Cosmogenesis”. Oczywistym jest, że wiele elementów znajduje się na obydwu nagraniach, ale rafinacja tego wcześniejszego, czy też rozwodnienie późniejszego (jak kto woli) naprawdę mocno daje o sobie znać. I właśnie to rozwodnienie i stępienie materiału sprawiało, że „Omnivium” przesłuchałem może kilkanaście razy, a ostatni był pewnie ze dwa lata temu. Wciąż mając gorzki posmak w ustach, rozumiecie już chyba dlaczego omal nie odpuściłem sobie Akróasis. I pewnie srogo bym tego żałował, bo Akróasis zrobił to, co chciał i powinien był zrobić Kummerer z „Omnivium”, ale mu nie wyszło – wzniósł Obscurę na kolejny poziom. Brzmi to trochę tandetnie, niemal żenująco, ale taka jest prawda. Akróasis udowadnia wszystkim niedowiarkom, że zespół wciąż ma pomysł na siebie, a co ważniejsze, że muzycznie nie zatrzymał się w miejscu. Wyeliminowano (niemal, ale o tym poniżej) wszystkie bolączki poprzedniego krążka, a to, co pozostało sprawdzono jeszcze raz pod kątem wyrazistości, przebojowości i lekkostrawności. Jak na swoją kategorię wagową Akróasis brzmi niemal za lekko, za łatwo, ale to kwestia i zasługa znakomitych kompozycji, a nie kroku wstecz w muzykopisarstwie. Przyswajalność płyty jest na poziomie genialnego „Cosmogenesis” przy znaczne bardziej zaawansowanych strukturach i bogatszej ornamentacji. Udało się przy tym uniknąć pułapki, w którą wg demo wpadł ostatnio Fleshgod Apocalypse, czyli przerostu formy nad treścią. Udział smyczków na krążku ogranicza się do dwóch utworów i ma swoje kompozytorskie i muzyczne uzasadnienie. Pojawia się też kilka ciekawych motywów, jak choćby ten z początku „The Monist” oraz końcówki „Weltseele”. Odważę się nawet na stwierdzenie, że muzyka nabrała cech typowych dla black metalu, przede wszystkim w sferze emocjonalnego zabarwienia i charakteru. Jedno, co wciąż irytuje, to pseudo deklamacje i raczej nieudane próby śpiewania, ale chyba nie ma się co oszukiwać, że to kiedykolwiek zniknie (za dużo Masvidala się Kummerer w dzieciństwie nasłuchał). Nie zmienia to jednak ostatecznej oceny płyty, bo poza tym jednym mankamentem Akróasis jest bezbłędny. Oczywiście, to wciąż tylko (albo aż) Obscura, ale w tym razem w doskonałej formie. Ujmę to tak – wolę poczekać dłużej na kolejny album, ale mieć na co czekać. I tego sobie i wam życzę.
ocena: 9/10
deaf
oficjalna strona: www.realmofobscura.com
inne płyty tego wykonawcy:
podobne płyty:
- BEYOND CREATION – Algorythm
- SPECTRUM OF DELUSION – Neoconception