Wstyd przyznać, ale początkowo kompletnie olałem Th1rt3en i nie chciałem się w ogóle do tej płyty zbliżać. Czemu? Ano nie wiem. Przypuszczalnie jakieś tajemniczego pochodzenia pierdoły zalęgły mi się na dnie sfatygowanej łepetyny. Dobrze, że w porę oprzytomniałem, bo w przeciwnym wypadku ominęłaby mnie całkiem konkretna muzyka. Muzyka, która może i niczym nie zaskakuje, ani nie deklasuje ostatnich dokonań zespołu (a jeśli jest słabsza, to minimalnie), ale stanowi kolejne świadectwo wysokiej formy Rudego i spółki. Tak na dobrą sprawę, największą niespodzianką jest obecność w składzie Davida Ellefsona – tego samego, o którym przez ostatnie lata Mustaine nie wyrażał się inaczej, jak o pazernym na kasę dupku i ponadnormatywnym leniu. Czyli albo mu/im przeszło, albo perspektywa zarobku była warta tego drobnego dysonansu. Niezależnie jednak od motywów, mr. Ellefson wraz z kolegami nagrał album bardzo charakterystyczny dla odrodzonego Megadeth, a tym samym będący w prostej linii kontynuacją — czy jak kto woli rozwinięciem wątków — bardzo dobrego „Endgame". Wynika stąd, że jest to krążek odpowiednio zadziorny, stosunkowo szybki, melodyjny, standardowo wyładowany popisami solowymi, masywnie brzmiący i oczywiście zagrany z niepodrabialnym feeliniegm. Sporym sukcesem Megadeth jest utrzymanie niezłej rozpoznawalności utworów, co przy ich dużej liczbie (13 – kto by się tego spodziewał po tak enigmatycznym tytule!) pewnie nie było łatwe. To niestety nie oznacza, że wszystkie są wspaniałe, bo taki „Wrecker”, „Deadly Nightshade” czy „Fast Lane” mogą trochę denerwować – głównie za sprawą konstrukcji textów, bo muzycznie właściwie niczego im nie brakuje. Z kolei mocniej wybijają się bardzo dobre „We The People” (czyżby inspirowany Wałęsą, hehe?), „Never Dead”, „Guns, Drugs & Money”, „Sudden Death”, „Black Swan” i to przede wszystkim one przesądzają o sukcesie albumu. Ponadto miłym dodatkiem okazało się włączenie do programu płyty paru starszych kawałków, muzycznie sięgających nawet przełomu „Rust In Peace” i „Countdown To Extinction”. Poziomem naturalnie nie odstają od nowości, a rozbudowany „New World Order” zaliczyłbym nawet do najlepszych w zestawie. Reasumując – nie taka Trzynastka straszna, jakby mogło się wydawać, a Mustaine z pewnością nie może zaliczyć jej do pechowych.
ocena: 7,5/10
demo
oficjalna strona: www.megadeth.com
inne płyty tego wykonawcy: