Przypuszczam, że lider elbląskich weteranów death metalu nasłuchał się już dość zapewnień i deklaracji, jakim to ważnym zespołem dla polskiej sceny jest Trauma, jak to wszyscy ją cenią, uwielbiają, nerki by dla Mistera & C.O. oddali… Wszystko pięknie, ale gdy przychodzi konkretów — czyli do wyłożenia kasy na studio, wydania płyty i choćby szczątkowej promocji — to nagle wszyscy odwracają się dupą wzorem polityków po wyborach. Taka sytuacja powinna wkurwiać i załamywać, jednak nie jego – wszak nie bez powodu zatytułował jeden z albumów słowem determinacja.
Wkurw z powodu realiów to jedno, mnie jednak ta potężna obsuwa (nagrania rozpoczęto w 2011…) wydawnicza dziwi szczególnie w kontekście tego, że Karma Obscura jest moim nieskromnym zdaniem ich najlepszym albumem od czasu „Imperfect Like A God” sprzed dziesięciu lat, co oznacza pewne miejsce w „top 3” zespołu. Taka płyta aż się prosi, żeby z nią jak najszybciej wyjść do ludzi! Trauma na swym siódmym dużym albumie nie sili się na niepotrzebne eksperymenty, nie wymyśla też prochu na nowo (jakkolwiek gwałtownych wybuchów jest tu sporo). Ogólny patent na zajebistośćc Karma Obscura to pewnego rodzaju eklektyzm w obrębie stylu zespołu, co oznacza mniej więcej tyle, że panowie pozbierali swoje najlepsze zagrywki z wszystkich poprzednich płyt, uwspółcześnili je, po czym zmiksowali w bardzo naturalny i co najważniejsze ostatecznie przekonujący spójnością sposób.
Efekt jest powalający! I na pewno nikt nie oskarży Mistera o zdradę traumatycznych ideałów (bo doskonale słychać, kto stoi za materiałem), ani też o wstecznictwo i wpieprzanie własnego ogona, bo album brzmi mocno, świeżo i nowocześnie w rozsądnych granicach. A jak się tego słucha! To jest prawdziwa Trauma na miarę możliwości Mistera, Małego i Chudego! Porządnego kopa panowie serwują już w „Renewal Through Collapse”, a potem, prawie nie spuszczając z tonu, urozmaicają ten death metalowy popis doskonałymi solówkami (bezsprzecznie najlepsza jest w „After Death”), klasowymi melodiami (choćby w „The Nightmare Of Your God”), ultra motoryczną jazdą („Renegade”!) czy skokami w bardziej klimatyczne, powiewające odrobinę industrialnym chłodem formy (jak w „The Edge Of Depravity”).
Jak więc widać, jest tu prawie wszystko, co fani Traumy znają i zapewne uwielbiają, a do tego w świetnie wyważonych proporcjach. Mnie brakuje jedynie thrash’owych naleciałości i takiegoż feelingu. I to by było w zasadzie tyle, jeśli chodzi o uwagi, bo ani długość albumu, ani brzmienie (pewnie tylko najstarsi Eskimosi nie wiedzą, gdzie nagrywali), ani też okładka zmian nie wymagają. Takiej Traumy nam było trzeba!
ocena: 9/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/TraumaOfficialPage
inne płyty tego wykonawcy:
No właśnie, jak to jest z tą Traumą? Jeśli mówimy o klasyce Polskiego Deathu, to na pewno mówimy o Vader, Betrayer, Violent Dirge, Imperator, Slashing Death (tu bym się kłócił), Damnation, Hate, wczesny Quo Vadis, w pewnych kręgach Ghost, czy też Nomad, a jaki jest status Traumy? Czy można mówić, że jest to kultowy zespół?
OdpowiedzUsuńJa wiem, że dla wielu są to bzdurne rozmyślania, ale myślę, że należałoby postawić Traumę w pierwszej piątce, albo przynajmniej 10 the best of Polish Death Metal.