Czy Mangled kiedykolwiek mieli zadatki, żeby trafić ze swoją twórczością do kanonu death metalu? No… jakby się tak dobrze zastanowić, to… nie. Wprawdzie Holendrzy zaczynali odpowiednio wcześnie i dorobili się paru pomniejszych wydawnictw, jednak żadne z nich nie prezentowało na tyle wysokiego poziomu — nie mówiąc już o oryginalności — by porwać za sobą tłumy. Także wydany prawie dwa lata po nagraniu debiut nie wzbudził wielkiej sensacji – z jednej strony był dość solidny, a z drugiej mocno przestarzały i nie mógł się równać z tym, co już nadchodziło. O ironio, prawdziwy rozgłos zespół zyskał dopiero dzięki partycypacji w tributach dla Morbid Angel i Cannibal Corpse.
Zmieniły się czasy, zmienił death metal, zmieniły wymagania fanów, zmieniła koniunktura, więc chcąc nie chcąc zmienić musiał się i Mangled. I to nie do poznania. A czy na lepsze? Hmm… do pewnego stopnia tak. Wcześniej w utworach Holendrów roiło się od rozmaitych zmiękczaczy (klawisze, akustyki, damskie wokale), a i sam styl będący wypadkową Paradise Lost, Dismember i typowego holenderskiego death/doom nie należał do przesadnie ekstremalnych. Na Most Painful Ways mamy natomiast do czynienia z jawnie amerykańskimi brutalizmami, w których wyraźnie pobrzmiewają zwłaszcza dokonania Cannibal Corpse. Tempo muzyki zostało podkręcone (nie brakuje fachowo nawalanych blastów – w takim „Hellrose Place” panowie ocierają się nawet o grind), riffy nabrały charakteru (i charakterystycznej dla Wiadomo-Kogo wibracji), zaś zwolnienia sprowadzono do roli pojawiającego się z rzadka urozmaicenia. Radykalizacji uległy również teksty, które lepiej pasują do nazwy zespołu.
Daje się odczuć, że za Most Painful Ways odpowiadają doświadczeni muzycy, ale słychać jednocześnie, że oni dopiero uczą się grać w ten sposób, przez co bazują jedynie (czy tam — przede wszystkim) na najbardziej dostępnych i typowych dla gatunku schematach. Stąd też całość brzmi niezaprzeczalnie solidnie, choć trochę jednowymiarowo – ewidentnie brakuje tu odrobiny finezji (zrezygnowali z solówek), świeżości czy nutki szaleństwa. Znacznie atrakcyjniej pod tymi względami wypadają młodsi koledzy Mangled z Severe Torture, którzy dodatkowo kasują ich poziomem technicznym, intensywnością i produkcją.
Jak na przejściowy album stworzony w zasadzie z potrzeby rynku, Most Painful Ways jest całkiem w porządku. Chociaż oryginalności w nim za grosz i nie powoduje najmniejszych uniesień, to jako przerywnik między ambitniejszymi i bardziej wymagającymi krążkami sprawdza się dobrze.
ocena: 6,5/10
demo