Swoisty renesans death metalu we Włoszech musiał pociągnąć za sobą falę grup pokroju Blessed Dead, którzy to jeszcze zbyt wiele nie mają do powiedzenia, ale szerzej zaistnieć już by chcieli. Opisywany materiał w normalnych warunkach powinien robić za pierwszą, nieśmiałą demówkę, a czynienie z tego oficjalnego wydawnictwa jest pewną przesadą. Tu nawet nie chodzi o to, że grają jakoś wyjątkowo koszmarnie — bo nie grają — co po prostu przeciętnie i wtórnie do bulu (i nadzieji). Jest to muzyka do tego stopnia oklepana i pozbawiona własnej tożsamości, że obcując z 'Mental Collapse' i 'Evocation From The Unconscious Void' byłem nieświęcie przekonany, że te kawałki słyszałem już kilka lat temu u paru innych zespołów... Technicznie nawet dają radę (mimo iż strasznie to wszystko kwadratowe, a ambicje przerastają umiejętności), brzmią tanio (czyli demówkowo), wokal mają bardzo przeciętny, a pomysłu na siebie trudno się doszukać. Blessed Dead doskonale nadają się na lokalny support podczas mini trasy jakiejś kapeli ze środka stawki – można, nie zmuszając się zbytnio, przeczekać/przetrwać jeden numer, a później udać się po piwo albo do kibelka w niezachwianym przekonaniu, że niczego ciekawego się w międzyczasie nie przegapi. Chłopaki swoje pohałasują, odfajkowując z radością występ u boku "gwiazdy", a typowy bywalec koncertów zajmie się swoimi sprawami. I tak to powinno wyglądać, bo też takie jest miejsce młodych i przeciętnych zespołów.
ocena: -
demo