Więc jaki w końcu jest ten Samael '09? W sumie jedyne, co można z pełnym przekonaniem powiedzieć, to to, że jest inny; inny niż dwa (trzy) ostatnie, elektroniczne albumy, ale też inny niż dzieła powstałe w pierwszej połowie lat 90-tych. Niestety cholernie trudno stwierdzić, czy jest albumem dobrym. Oczywiście wszystkie zapowiedzi prasowe i zwiastuny dotyczące najnowszej płyty można głęboko w dupę wsadzić (i się cieszyć, że nie swoją), choć sam muszę przyznać, że pierwszy słyszany przeze mnie kawałek z Above zatytułowany „Under One Flag” rokował bardzo dobrze. Niestety, z biegiem czasu pierwsza postawiona diagnoza okazała się, delikatnie mówiąc, chybiona. Nie mogę powiedzieć, bym się kompletnie rozczarował, ale wszystko wskazywało na coś innego. Wiele się mówiło o powrocie do korzeni, o zejściu z dyskotekowatego kursu obranego gdzieś po „Eternal”, o zbrutalizowaniu muzyki. I jak to zwykle bywa – na mówieniu (w dużej mierze) się skończyło. Faktem jest, że dyskoteki jakby mniej (choć słów kilka jeszcze dodam w tej kwestii), faktem jest także, że jest agresywniej, ale jakoś tego głoszonego powrotu do źródeł nie zanotowałem. Jak tak sobie podsłuchuję kawałków z „Ceremony…”, „Blood…” czy nawet „Passage” to z Above mają raczej niewiele wspólnego. Najnowszy Samael stoi agresją, ale taką, która przypomina nabuzowanego dresa spod remizy – nie jest to agresja naturalna, wynikająca z samej istoty rzeczy, z natury, jest ona raczej wynikiem dwóch speedów przepitych bronkiem. Jak słusznie zauważył demo – od kiedy Samael napierdala na dwie stopy jak album długi i szeroki? Chyba nie ma kawałka, który by miał inną konstrukcję, wszystko leci tak samo – podkręcony automat i hurrra. Niestety przypomina to wszystko techno, choć żeby nie było – hard techno, czyli muza dla prawdziwych twardzieli. Gdzie ta szorstkość, ta słyszalna w każdym dźwięku nienawiść i zło, gdzie tamten budzący grozę klimat? Tego na Above raczej nie znajdziecie. Z drugiej strony jednak, nie ma tego całego elektronicznego umcykowania, szczekania i pitolenia. I całe szczęście. Wydaje się jednak, że w całym tym uagresywnianiu i brutalizowaniu zapomnieli się i poszli za daleko, zapominając o takich elementach jak atmosfera czy nastrój. Koszt, który przyszło im zapłacić jest moim zdaniem bardzo wysoki, bo nie ma tu wiele z Samaela, którego znam. Nowa jakość w wydaniu Szwajcarów. Nadal jednak pytanie z początku tekstu pozostaje otwarte. Nie mogę jednak nie ocenić Above tylko dlatego, że wytycza zupełnie nowy kierunek w dorobku zespołu i jest dla niego czymś nietypowym. Postaram się więc go ocenić przez pryzmat samej muzyki, bez patrzenia na całą stronę okołomuzyczną. Album w dużym stopniu składa się z podwójnej stopy, o czym już wspomniałem, charakterystycznych wokali Vorpha, które na szczęście nie uległy (zbytniej) zmianie, pobrzmiewających w tle klawiszy Xy oraz całkiem niezłych, to znaczy szybkich, surowych a jednocześnie melodyjnych, gitar. To trzeba przyznać – brzmią cacanie i pasują do całości. I to chyba tyle – tych kilka słów całkiem wyczerpująco przedstawia Above. Trochę to smutne, ale tak właśnie jest. Mimo wszystko jest kilka lepszych momentów, ot choćby „Illumination”, wspomniany „Under One Flag” czy „Dark Side”. Choć tak na prawdę wszystkie są do siebie podobne, z wyjątkiem wejść do poszczególnych numerów. Nawet znudzić się nie zdążymy, bo wszystkiego raptem 39 minut.
ocena: 6,5/10
deaf
oficjalna strona: www.samael.info
inne płyty tego wykonawcy:
0 comments:
Prześlij komentarz