Dotychczas wydawało mi się, że na pustych placach zabaw czają się tylko wyposzczeni księża i inni ulubieńcy jaśnie oświeconego Terlikowskiego, ale nie. Tym razem trafiło się pięciu ujebanych krwią kolesi o podejrzanych fizjonomiach, którzy pocinają wariacje na temat nowoczesnego death metalu. Kiedyś już trochę o chłopakach czytałem – że grind-death, że elektronika, że horrory, gdzieś tam pojawiły się też nazwy Carcass i Slipknot… Czyli w zasadzie diabli wiedzą, czego się po takich delikwentach spodziewać. Tymczasem Pod Martwym Skinem (dobre na nazwę knajpy!) kręci się wokół średnio brutalnego death metalu w średnich tempach. Na to nakłada się (i miesza) masa dodatków elektronicznej proweniencji oraz mnogość sampli z rozmaitych horrorów (nawet uczciwie przyznali się, z jakich) – wszystko to popieprza, dudni, tłucze się, charczy i łomocze, niosąc ze sobą dużo industrialnego brudu. To oczywiście tak mniej więcej, bo Empty Playground starają się robić co popadnie, byle tylko ich muzyki łatwo nie zaszufladkować. Stąd też pojawiają się u nich wtrącenia z hard core’a czy nawet „symfonicznego” black metalu. Grindu natomiast nie odnotowałem, co mnie trochę rozczarowuje, bo koniec końców chłopaki nie grają tak ostro, jak można by — choćby po wizerunku — oczekiwać. To jest do nadrobienia, bo wystarczy tylko mocniej zaakcentować pracę gitar, a także zintensyfikować i urozmaicić partie bębnów, by całość porządnie jebała po mordzie. Ponadto warto popracować nad wyrazistością poszczególnych kawałków i obecnością sampli, bo przy takiej ilości utworów (10 normalnych i 9 interludiów) i sporym nagromadzeniu pozamuzycznych dodatków pewne rzeczy się rozmywają, umykają, a płytka (52 i pół minuty) okazuje się w pewnym momencie przydługa. Najlepsze wrażenie na Under Dead Skin zrobiły na mnie ekspresyjne i pewnie wykonane wokale Swampthinga – cały czas brutalne, przepełnione gniewem, stosunkowo różnorodne, a przy tym zaskakująco czytelne i dobrze wstrzelone w muzykę. Chłop sam odwala robotę na poziomie duetu Walker-Steer za najlepszych lat, a to dla niżej podpisanego naprawdę duuuże słowa. Jeśli tylko koledzy instrumentaliści podgonią, to jest szansa, że dorobimy się zdrowo pierdolniętej kapeli. Nie kojarzę innych polskich zespołów poruszających się w podobnych rejonach (i mniejsza o to, że nawet nie próbowałem ich szukać), natomiast ze świata najbardziej nachalnie ciśnie mi się na usta nazwa Meathook Seed i myślę, że komu pasował tamten zespół (szczególnie „Embedded”), a przy okazji ceni sobie klimat obecny w muzyce Fear Factory czy nawet u „eksperymentalnych” Napalmów, ten sporo dobrego — do tego w mocniejszej wersji — znajdzie dla siebie na debiucie Empty Playground. Mnie na obecnym etapie Poznaniacy nie przekonują w stu procentach, ale ze względu na perspektywiczność i fajną oprawę jestem skłonny nieco naciągnąć ocenę do pełnej siódemki.
ocena: 7/10
demo
oficjalna strona: www.emptyplayground.com
podobne płyty:
- FEAR FACTORY – Soul Of A New Machine
- MEATHOOK SEED – Embedded