Wyjdę na hejtera, ale trudno – trzeba ostro reagować w obliczu tak bezczelnego zamachu na kasę fanów. Długo się zastanawiałem, od czego zacząć tę tyradę, bo — trawestując fragment „Głosu Z Ciemności” — ta płyta ssie, ssie, ssie, a wybór elementów, za które należy się poważna zjebka, jest przeogromny. Dlatego, w imię rzetelności, na początek rzucę wszystkie pochwały, jakie przychodzą mi do głowy w kontekście Acoustic „8 Filmów”. Album nieźle brzmi (choć to żadne osiągnięcie), wokalista ma przyzwoity głos, a utwory momentami są zbliżone do oryginałów.
Koniec tego dobrego. Okładka budzi zażenowanie (politowanie?), tytuł jest co najmniej głupi (równie dobrze mogłoby być „8 lodówek” albo „worek ziemniaków”), a muzyka to jakaś kpina z najwierniejszych miłośników Kata. Według niemożliwie buńczucznych zapowiedzi materiał miał przełamać „bariery dzielące muzykę klasyczną i szeroko pojmowany rock”. Nie wnikam w to, jak dalece trzeba stracić kontakt z rzeczywistością, jak bardzo być zapatrzonym w siebie i pozbawionym dystansu do własnej osoby, żeby wypisywać podobne brednie, ale Acoustic „8 Filmów” nie jest w stanie niczego przełamać, bo ani rocka ani klasyki na tym zmarnowanym kawałku plastiku nie znajdziecie.
Na zawartość albumu składa się osiem znanych (czytać: odgrzewanych), w większości już brodatych, utworów w wersjach zapitolonych na śmierć oraz cztery — dopisane zapewne na kolanie, sądząc po ich jakości — interludia. Ognisko, oaza, ognisko na oazie – to chyba najlepsze określenie poziomu artystycznego tego dobijającego plumkania. Wszystkie stare kawałki zostały niemożliwie spłaszczone, pozbawione wszelkiej dynamiki, wyprane z dramaturgii i klimatu, są też potwornie nudne i męczące. Wkurwienie budzi już sam fakt szargania paru świętości, jakimi niewątpliwie są „Czas Zemsty”, „Głos Z Ciemności” czy „Łza Dla Cieniów Minionych”. A te nachalne gówniane bluesowe zagrywki w „Delirium Tremens” to już w ogóle ukłon w stronę Dżemu i innych przećpanych meneli – niech im ziemia ciężką będzie. Jakby się ktoś pytał, coś takiego w świecie Piotra Luczyka nazywa się „nowymi aranżacjami”. Kurwa!
Śpiewający w gościach Maciek Lipina z nieznanej mi nawet z nazwy kapeli Ścigani również nie olśnił, a barwa jego głosu tylko kilka razy zespoliła się z charakterem udziwnionych kompozycji (z czego akurat powinien się cieszyć – po co równać w dół). Wina na pewno nie leży wyłącznie po jego stronie, bo cóż wielkiego można pokazać, zmagając się z beznadziejnym podkładem. Robił, co się dało, ale Acoustic „8 Filmów” nie uratował. Aranżacje wokalu sugerują natomiast — takie przynajmniej odnoszę wrażenie — że z tekstami Kostrzewskiego nie miał wcześniej styczności, toteż nie za bardzo je zrozumiał.
W nagraniach wzięli udział ponadto perkusista i nowy basista Kata (bardziej wnikliwi słuchacze doszukają się ich działalności, choć łatwo nie będzie) oraz „instrumentaliści [płci obojga] z orkiestr symfonicznych Polski i Europy” w liczbie… trzech, którzy również w studiu się nie orobili.
I tak, według pomysłodawcy, ma wyglądać płyta, której z niecierpliwością wyczekiwali fani. Pięknie, kurwa, pięknie! Za twórczość Piotra Luczyka jeszcze 15 lat temu dałbym się pokroić, dziś pozostaje mi tylko udawać, że Kat, któremu przewodzi, nie istnieje.
ocena: 2/10
demo
oficjalna strona: www.kat-band.com
inne płyty tego wykonawcy:
podobne płyty:
- KAT & ROMAN KOSTRZEWSKI – Buk – Akustycznie