Siódmy w ogóle, a piąty słuchalny, album Demigod to niespełna 41 minut brutalnego death metalu zagranego w charakterystyczny dla zespołu sposób. Charakterystyczny, bo — czy to się komuś podoba czy nie — Behemoth już od kilku lat jest uznaną firmą, dostarczającą produkty najwyższej jakości, obok których nie sposób przejść obojętnie. Na zachwianie poziomu nie mają też wpływu zmiany personalne – na tym krążku Havoca na stanowisku drugiego gitarzysty zastąpił sesyjnie Seth z zespołu Nomad, natomiast basistę Novego niejaki Onion (czy jakoś tak) z takiej bidnej kapelki, która rżnie z kogo popadnie, w tym także z Behemotha. Faceci w spódnicach (a może i rajtuzach – strach zaglądać) odczuwalnie zredukowali wpływy Morbid Angel (importowali za to odrobinę oryginalnego Nile), choć absolutnie nie można powiedzieć, że zarzucili złożone granie. Owszem – prostych, a zarazem chwytliwych riffów („Conquer All”, „Towards Babylon”, „Demigod”) jest więcej, ale to nie jedyne pomysły na gitary (warto zaznaczyć, że ich dźwięk jest zdecydowanie mocniejszy niż w przeszłości), bowiem mamy tu jeszcze akustyki, sporo czysto technicznych zagrywek i zupełnie niczego sobie solówki. Perkusyjna siekanina — tak wyziewne blasty, jak i gęstwina rozmaitych przejść — oczywiście budzi respekt, co nie zmienia faktu, że można by ją lepiej wyeksponować. Uwagę zwraca także odmieniony wokal Adama – bardziej nienawistny i wściekły. Szczególnie dobrze to słychać w „Slaves Shall Serve” i „Mysterium Coniunctionis (Hermanubis)” – świetna robota! Zastanawiający jest dla mnie na Demigod udział Karla Sandersa (solówka w „XUL”) – chłop potwierdził, że gościnnie to tylko jakieś dziadostwo potrafi nagrać, zaś prawdziwe wrażenie robi to, jak w podkładzie napiera Inferno. No, ale te szarpidruckie wyczyny przynajmniej słychać, w przeciwieństwie do chłopięcego chóru, do wychwycenia którego potrzebne są chyba zdolności nietoperza-radiotelegrafisty z praktyką na radzieckiej łodzi podwodnej. Enyłej, materiału słucha się z przyjemnością, choć nie jest on pozbawiony pewnych wad. O jednolitość nie ma się co specjalnie rzucać (jakkolwiek niektórzy mogą mieć z nią problem), bo towarzyszy jej odpowiednia dawka przebojowości. Od stawki jednak odstaje i poziom lekko zaniża niewyraźny „The Reign Ov Shemsu-Hor”, którego formuła jest jak dla mnie dosyć naciągana. Demigod pod paroma względami przewyższa poprzedni krążek, choć całościowo nie jest od niego lepszy. Mimo to należy go uznać za bardzo udany.
ocena: 8/10
demo
oficjalna strona: www.behemoth.pl
inne płyty tego wykonawcy:
0 comments:
Prześlij komentarz