Mało brakowało, a olałbym ten naprawdę ciekawy zespół. A wszystko przez to, że zasugerowałem się oklepaną i w sumie drętwą nazwą, równie kiepskim tytułem oraz mało precyzyjnym bełkotem wydawcy. Poza tym — co chyba było moim największym błędem — dałem En(d)grave za mało czasu. Na szczęście udało się to nadrobić i już po przekroczeniu magicznej liczby pięciu przesłuchań z rzędu, wciąż miałem ochotę na następne. Francuzi grają ciężki acz dynamiczny kawałek muzyki zbudowany na fundamencie sludge i pewnych progresywnych odjazdów. O porównania nie jest specjalnie trudno, zwłaszcza, że chłopaki sami się zdradzili, tytułując jeden z kawałków bardzo, ale to bardzo wymownie – „Mastodon”. Ale to nie wszystko, bo brnąc przez kolejne minuty (a tych jest 44), usłyszycie zagrywki charakterystyczne dla Gojiry czy nawet… Metallicy z okresu „Load”/„ReLoad”. Nie ma w tym wielkiej filozofii, nadęcia; wesołe melodyjki czy przesadnie techniczne kombinacje także nie są solą En(d)grave. Ta niewymuszona konstrukcja muzyki (ocierająca się niekiedy o improwizacje) oraz wykonawcza pewność sprawiają, że albumu — jak na krążek instrumentalny — słucha się z taką łatwością, o jaką bym go nie podejrzewał. Nawet te najdłuższe, 7-8 minutowe utwory przelatują niemal niepostrzeżenie, a do takiego „Ten Thousand Changes” wraca się wciąż i wciąż. Dobrze to świadczy o zespole, który ma pomysł na siebie, umiejętności i najwyraźniej odpowiednie środki, bo En(d)grave również brzmi niekulawo.
ocena: 7,5/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/abyssegroupe