Jeden z najlepszych, ale i najtrudniejszych krążków Amerykanów. Ponad godzina bardzo przygnębiających i wywołujących ciarki klimatów, które wylewają się z głośników na każdym kroku. Nevermore od początku swojego istnienia poruszali się w dość ambitnych kręgach, zarówno tematycznie, jak i muzycznie, jednak to, co dzieje się na Dreaming Neon Black jest o klasę bardziej zaangażowane w porównaniu z innymi albumami grupy. A wszystko za sprawą konceptu, który przedstawia prawdziwą historię dziewczyny Dane’a, która wpadła w sidła sekty. Idei krążka podporządkowano całość przedsięwzięcia, znacznie schodząc z wysokich rejestrów, także w przypadku solówek, oraz całkowicie już ucinając, nigdy nie za obfite przecież, jakiekolwiek przejawy wesołości. Album raczej niespiesznie, ale i nie za wolno, rozgrywa się w średnich i niskich tonacjach, a ciężar dodatkowo potęgują monolityczność i gęstość motywów. Żaden inny album Nevermore nie był tak duszny i przytłaczający, ale także homogeniczny na poziomie pojedynczych utworów. W takich właśnie warunkach można poznać prawdziwą klasę muzyków, którzy nie mogąc uciec się do typowych sztuczek i trików (czyli szybko, głośno i wysoko), muszą znaleźć inny sposób na zapełnienie przestrzeni. Jeżeli ktoś miał wcześniej jakiekolwiek wątpliwości co do talentu Loomisa, po lekturze Dreaming Neon Black z pewnością się ich wyzbył, bowiem takich riffów nie powstydziliby się najlepsi wioślarze – są treściwe, bezkompromisowe i w chuj ciężkie. Ale to Dane jest jedynym, prawdziwym bohaterem tego albumu. Już nawet nie tylko ze względu na to, co śpiewa, co również sam skomponował, ale jak śpiewa. Tyle desperacji, bezsilności, ale i wkurwu ze świecą szukać. Panowie Nick Cave i Peter Steele mogą czuć się pokonani (choć ten drugi już w nieco mniejszym stopniu). Jeszcze tylko raz udało się Dane’owi wzbić się na podobne wyżyny perfekcji i geniuszu, a stało się to przy okazji „This Godless Endeavor”. A to musi coś znaczyć. Naprawdę trudno mi wskazać lepsze kawałki, każdy z dwunastu jest bowiem miniaturą całego dzieła, zawiera w sobie wszystko, nad czym się dotychczas trzepałem. Może „Deconstruction”, może „The Lotus Eaters”, a może „Poison Godmachine”, ale na dobrą sprawę mógłbym tu wpisać dowolny inny. Jedyną wadą Dreaming Neon Black jest natomiast tylko wszystko to, co napisane powyżej. Do tego krążka trzeba podchodzić z konkretnym nastawieniem, a to nie jest łatwe i nie każdemu może się chcieć.
ocena: 9/10
deaf
inne płyty tego wykonawcy: