Czy powrót Hellwitch był czymś spektakularnym? Nie bardzo, przynajmniej w mediach to wydarzenie przeszło w zasadzie bez echa i należytej podniety. W pewnym sensie nie powinno to nawet dziwić – raz, że nie było żadnych poważnych przesłanek, że Amerykanie znowu na dłużej zbiorą się do kupy, a dwa że raczej nie mogli liczyć na tłumy wypatrujących ich fanów. Muzycy Hellwitch sprawili jednak wszystkim — naturalnie tym jako tako świadomym ich istnienia — dużą niespodziankę i leeedwie 19 lat po znakomitym debiucie za pośrednictwem Xtreem Music przedstawili światu — również znakomity, mimo iż nie tak nowatorski — Omnipotent Convocation. Ja wiem, że prawie dwie dekady to żaden rekord Guinnessa, ale jak na metalowe warunki to i tak spora przerwa. Najciekawsze, czy raczej zdumiewające, jest to, że upływające hurtem lata wcale nie zmieniły tego zespołu. W ich przypadku z duchem czasu poszło jedynie brzmienie – siłą rzeczy stało się nowocześniejsze (choć bez przesady – na pewno nie sterylne), cięższe i dzięki niemu muzyka zabrzmiała trochę brutalniej. Podejście do struktur, balans kompozycji, techniczne popieprzeństwa, intensywność, feeling, wokale – wszystko udanie kontynuuje idee zawarte wieki temu na „Syzygial Miscreancy”. O postawie kapeli i wierności metalowej tradycji najlepiej świadczy fajny cover „Infernal Death” z tekstem zmienionym na jeszcze bardziej infantylny. Numer Death to tylko miły dodatek — który przy okazji nie rozwala spójności albumu — bo najważniejsze jest to, że Amerykanie pokazali prawdziwą klasę w autorskich utworach, ponownie łącząc w różnych proporcjach pierwiastki death i thrash w sposób tyleż wspaniały co niepodrabialny. Bez błazeństw, bez rozmieniania się na drobne – Hellwitch pruje przez prawie 40 minut (miła to odmiana po arcy krótkim debiucie) z werwą debiutantów i rozmachem naprutego (winem, błehehe!) oddziału marines. Omnipotent Convocation to doskonały przykład na to, jak powinno się wracać z muzycznych zaświatów, nie wystawiając przy tym zespołu na pośmiewisko. Takiej niebanalnej muzyki można słuchać bez oznak znudzenia – ma porządnego kopa, ciągle coś się w niej zmienia i choć niektóre fragmenty błyskawiczne wbijają się w pamięć, to dogłębne poznanie całości zajmuje więcej niż kilka szybkich przesłuchań. Innymi słowy to płyta z wyjątkowo długim okresem przydatności do użycia. Byle tylko muzycy tego nie nadużyli – nie mam zamiaru czekać 20 lat na krążek numer trzy!
ocena: 8/10
demo
oficjalna strona: www.hellwitch.com
inne płyty tego wykonawcy: