W 2004 roku Therion wydał w sumie trzy albumy: „Sirius B”, „Lemuria” oraz opisywany dziś, Riders of the Apocalypse. Wprawdzie ten ostatni ujrzał światło dzienne pod inna marką, ale w praktyce nie zmienia to niczego, bo i skład ten sam i, w gruncie rzeczy, muzyka. Riders of the Apocalypse muzycznie i brzmieniowo brzmi dokładnie jak wydawnictwa kanoniczne (to samo studio), nieco inaczej porozkładano za to akcenty i w miejsce aranżacji typowych dla Theriona tamtego okresu wmontowano growle i thrashowe tempa. Dla leni (tl;dr): Demonoid to death/thrashowy brat-bliźniak Theriona. Wystarczy jeden rzut oka na linie melodyczne i nawet Stevie Wonder nie miałby wątpliwości, że wymienione powyżej dzieła wyszły spod ręki tego samego kompozytora. Nie ma się co za dużo rozpisywać, bo wystarczy odpalić którykolwiek krążek z podwójnego „Sirius B” / „Lemuria”, nastawić na jeden z bardziej narowistych utworów pokroju „Typhon” by uchwycić ideę stojącą za projektem o nazwie Demonoid. Tu i ówdzie czytam jaki to Riders of the Apocalypse specjalny, wyjątkowy, a prawda jest taka, że to gówno prawda. Nic wyjątkowego ani specjalnego na nim nie znajdziecie, wrażenie „już to kiedyś słyszałem” okaże się czymś więcej niż wrażaniem i będzie Wam towarzyszyło od pierwszych do ostatnich sekund trwania albumu. Oczywiście krążek jest szybszy, bardziej agresywny i „mroczny” niż Therion, ale różnica jest raczej ilościowa niźli jakościowa. Bo na Riders of the Apocalypse i babeczka pośpiewa i kilka melodii zaleci auto plagiatem. Jak już pewnie wspomniałem, z muzycznego punku widzenia Demonoid Ameryki nie odkrył, ba, nawet nie był w pobliżu łodzi – by pozostać przy marynistycznej metaforze. Ale… ale z czysto degustacyjnego punktu widzenia krążek jest jak najbardziej zacny, przyswaja się go bez przysypiania i ogólnego zmęczenia. Czyli zupełnie jak Therion. Przeszło trzy kwadranse mijają szybko jak kariera Kubicy w Formule 1, niejednokrotnie album zaproponuje całkiem sensowne melodie, zaskoczy ciekawymi riffami bądź solówkami. Słucha się go naprawdę przyjemnie. I tak jak za walory kompozycyjne i aranżacyjne raczej wielkiego uznania nie zdobędzie, tak za całokształt i miodność uznanie fanów zdobyć może. Bo Demonoid to muzyka nie tylko dla pro-symfonicznych miłośników Theriona, ale i koneserów ostrzejszych (niewiele, ale zawsze) brzmień. Dobry z plusem się należy.
ocena: 7,5/10
deaf
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/demonoid
podobne płyty: