Brazylijskie trio od ponad trzech dekad sieje deathmetalową pożogę, więc z pewnością należą im się słowa uznania za determinację, wierność obranej stylistyce oraz coraz wyższy poziom muzyczny. Wiadomo, Krisiun nie każdemu i nie w każdej swojej odsłonie musi pasować, ale uczciwie trzeba im oddać, że nigdy nie zeszli poniżej pewnego — dodam, że dla wielu nieosiągalnego — poziomu i nie nagrali ewidentnego gniota. Mimo to po chłodno przyjętych eksperymentach z rozbudowanymi formami, Brazylejros stopniowo wracają do optymalnej formuły.
„Scourge Of The Enthroned” był całkiem niezłym dowodem na to, że jeszcze im się chce i potrafią przyłoić prawie jak za dawnych lat, natomiast Mortem Solis to już tylko bezpośrednie i logiczne rozwinięcie, kontynuacja tamtej płyty. Zatem jeśli ktoś naiwnie oczekiwał, że po czteroletniej przerwie Krisiun dokonają jakichś drastycznych zmian, zapewne będzie zawiedziony. Zespół wykorzystał ten czas bardziej na dopracowanie utworów i dopieszczanie wszystkich detali, niż rewolucję i wymyślanie siebie na nowo. Ja już pogodziłem się z takim podejściem, jak również z tym, że Brazylijczycy nie przeskoczą swoich największych dokonań, więc po prostu na spokojnie słucham tego, co mają aktualnie do zaoferowania. I tu małe zaskoczenie, bo ich nowy materiał wchodzi mi nawet trochę lepiej od poprzedniego. Różnic między tymi płytami nie ma zbyt wielu, ale już samo to, że częściej pojawiają się odniesienia do „Works Of Carnage”, to dla mnie powód do radości.
Na Mortem Solis tempa przeważającej części kawałków są więcej niż przyzwoite, nie brakuje w nich gęstych i ostro pojebanych riffów (nie do pomylenia z żadną inną kapelą) czy maniakalnych solówek (równie rozpoznawalnych), a i wokalowi Alexa nie można niczego zarzucić. Wygar jak się patrzy, w dodatku wzorowo zagrany, ale… czasy, kiedy Krisiun byli synonimem ekstremy w death metalu, dawno minęły, a Mortem Solis wcale ich nie przywołuje. Teraz ta muzyka, pomimo swoich niezaprzeczalnych zalet, może wydawać się z lekka przestarzała, wręcz oldskulowa i dla dziadersów, choć zespół wcale nie stara się być „retro”.
Chociaż od poprzedniej płyty zespół zmienił studio i producenta, to brzmienie Mortem Solis charakterem nie odbiega znacząco od tego z „Scourge Of The Enthroned”. Dźwięk jest czysty, w pełni selektywny (co słychać najwyraźniej na przykładzie basu) i ostry jak żyleta, ale niestety nie wali po ryju jak powinien. Na pewno jest lepiej, niż to sugerowała osoba Marka Lewisa (chłop lubi pogrzebać gary w mixie), ja jednak mam znacznie większe wymagania. Gdyby tylko Krisiun wpuścili do muzyki odrobinę brudu i szorstkości, to album zyskałby na bezpośrednim pierdolnięciu, a fani byliby im za to wdzięczni.
Zaletą i przekleństwem Krisiun jest to, że grają po swojemu, w swojej lidze i na swoich warunkach. Dzięki temu są stosunkowo oryginalni, ale równocześnie łatwo im wpaść w pułapkę wtórności i klepania wciąż takich samych płyt. Mimo iż Mortem Solis słucha mi się bardzo przyjemnie, to nie obraziłbym się, gdyby następnym razem nieco odświeżyli styl i zaproponowali inny pomysł na brzmienie.
ocena: 8/10
demo
oficjalna strona: www.krisiun.com.br
inne płyty tego wykonawcy: