23 stycznia 2025

Angelcorpse – Of Lucifer And Lightning [2007]

Angelcorpse - Of Lucifer And Lightning recenzja reviewW ciągu zaledwie trzech lat działalności, w dodatku w niesprzyjających warunkach, Angelcorpse szturmem wdarli się do czołówki gatunku, zyskali ogromny szacunek fanów (i taką se popularność), a dzięki genialnemu „The Inexorable” sięgnęli absolutu. Świat leżał u ich stóp, a miało być tylko lepiej, bo koniunktura na death metal wróciła, a wraz z nią zainteresowanie mediów, wytwórni i promotorów. Tymczasem zespół zaczął się sypać w trakcie trasy z Krisiun i Incantation, by już w 2000 paść na pysk w wyniku wypalenia i niemożliwych do pogodzenia różnic na tle muzycznym. Bywa. Z tak wspaniałym dorobkiem i tak na stałe zapisali się w pamięci fanów.

Niestety, Amerykanie sami postanowili tę pamięć o sobie zszargać, wracając na siłę po kilku latach przerwy z czwartą płytą, która ogólnym poziomem nijak się ma do pierwszych trzech, mimo iż jest utrzymana w podobnym i dość rozpoznawalnym stylu. Jest to o tyle przykre i wkurwiające, że skład — z niewiadomych względów Palubicki i Helmkamp ponownie zaprosili do współpracy Longstreth’a, choć wcześniej i później wieszali na nim psy — z takim potencjałem nawet w chwili słabości i zupełnie od niechcenia powinien stworzyć co najmniej dobry materiał. A tu dupa, Of Lucifer And Lightning nie jest nawet w miarę przyzwoity.

Kambek Angelcorpse sprowadza się do 36 minut skleconego bez przekonania, a zagranego bez polotu umiarkowanego death metalu: wtórnego, pozbawionego energii i śmierdzącego kompromisem. Ta muzyka nie wnosi kompletnie niczego wartościowego do dorobku grupy (o gatunku w ogólności już nie wspominając), jest za to rezultatem trudnego do pojęcia regresu kompozytorsko-technicznego. Amerykanie nie tyle nawet wrócili do korzeni, co cofnęli się do poziomu przeciętnej kapeli demówkowej, która jeszcze nie za bardzo wie, co i jak chce grać. To wrażenie pogłębia płaskie i mocno skompresowane brzmienie, w którym ktoś naiwny mógłby się doszukiwać inspiracji dźwiękiem na „Heretic”, ja bym jednak obstawiał brak konkretnej wizji i skromny budżet.

Na Of Lucifer And Lightning oczywiście pojawiają się elementy występujące od zawsze w muzyce grupy i stanowiące o jej wyjątkowości, ale oprócz charakterystycznych wokali Helmkampa są one albo podane/wykonane na pół gwizdka, albo stanowią jawny autoplagiat („Machinery Of The Cleansing”, ehh). Nie słychać w tym ani dawnej pasji, ani typowej dla starych płyt chwytliwości, ani też prób przesuwania granic ekstremy (a przypominam – bębni tu Longstreth). Ot trzecioligowy death metal jakiego wszędzie pełno i który niczym nie intryguje.

Jak dla mnie Of Lucifer And Lightning jest płytą, do której się wraca tylko w przypływie masochizmu – żeby się wkurwić i później zachodzić w głowę, jakim cudem tak dobry zespół mógł odwalić aż tak dużą, cuchnącą amatorszczyzną fuszerkę. Przypuszczam, że gdyby Angelcorpse zadebiutowali takim materiałem, to ich nazwa nie wyszłaby nawet poza lokalne ziny.


ocena: 5/10
demo

inne płyty tego wykonawcy:

podobne płyty:

Udostępnij:

0 comments:

Prześlij komentarz