Napisanie o Echoes Of Death, że grają oldskulowy death metal — choć to najprawdziwsza prawda — byłoby oznaką ignorancji; to takie powierzchowne, nieprecyzyjne, niefachowe… Tak nie można. To inaczej – ci czterej młodzi Brazylijczycy grają jak Asphyx, choć nazwa jednoznacznie sugeruje nieco inne źródło ich inspiracji. Oni chcą być jak Asphyx, oni są Asphyx, chyba nawet bardziej niż Asphyx i Soulburn razem wzięci, bo mają o wiele mniej wpływów nie-Asphyx. Tym samym …In The Cemetery może stanowić doskonały zamiennik Asphyx dla wszystkich, którym po „On The Wings Of Inferno” czegoś w twórczości Holendrów brakuje.
Mnie w każdym razie Echoes Of Death rozjebali swoim podejściem i niemal ślepym zapatrzeniem w idoli, a dokładniej w ich najbardziej wgniatające, wczesne oblicze. Gdyby …In The Cemetery ukazał się zaraz po „Last One On Earth”, to daję głowę, że fani zespołu przyjęliby ten materiał zdecydowanie lepiej niż „Asphyx” – jako coś oczywistego i w stu procentach naturalnego. Album zbierałby pochwały za wierność stylowi, typowe deathmetalowe teksty, ostrożnie wprowadzone, ale ekscytujące nowinki, surowe grobowe brzmienie oraz doskonałe wokalne wymioty. Gdyby…
Żebyśmy się dobrze zrozumieli, nie trzepię się pod Echoes Of Death, bo bezmyślnie plagiatują Asphyx, oj nie. Brazylijczycy po prostu grają w baaardzo podobnym stylu — który akurat mnie baaardzo odpowiada — ale nie identycznie. Przede wszystkim zespół unika rozwlekłego doomowego walcowania. Wolne partie na …In The Cemetery oczywiście występują, ich ciężar i syfiastość nie budzą zastrzeżeń, jednak są stosowane ostrożnie i z dużym umiarem, dlatego nie znajdziecie tu żadnego odpowiednika „The Rack”. Echoes Of Death poszli w nieco innym kierunku, skupiając się na deathmetalowej stronie muzyki, stąd też obecność w utworach blastów w typie Bloodbath. Tych przyspieszeń też nie ma za wiele (najmocniej chłopaki napierają w numerze tytułowym), bo całość jest utrzymana w średnich „szwedzkich” tempach, ale stanowią miłe urozmaicenie.
Co ciekawe, …In The Cemetery to w ogóle pierwsze wydawnictwo, jakim zespół może się pochwalić – Echoes Of Death czuli się na tyle pewnie, że wcześniej nie nagrywali żadnych demówek, prómówek czy epek. Zaryzykowali i ryzyko się opłaciło, chociaż album ma jedną poważną wadę – jest króciutki. 23 minuty jak na longpleja to naprawdę niewiele; ledwie się zacznie, a tu już ostatni kawałek. A mogli zmajstrować choć jednego walca…
ocena: 8/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/ecosdelamuerte/
podobne płyty:
- ASPHYX – The Rack
- ASPHYX – Last One On Earth
- ASPHYX – On The Wings Of Inferno