Pierwszy kontakt z From Crotch To Crown był dla mnie kompletnym rozczarowaniem. Nie chodzi o to, co i jak zagrali Holendrzy na swoim nowym krążku, ale czego i jak nie zagrali. Całkowicie egoistycznie liczyłem bowiem, że stworzą dokładną kopię wspaniałego „Descendants Of Depravity” i tylko dla niepoznaki zmienią kilka tytułów, resztę pozostawiając bez najmniejszych zmian. Przy tak fanatycznym podejściu From Crotch To Crown po prostu nie mógł mi się spodobać, należało więc dla otrzeźwienia kilka razy jebnąć łbem o ścianę. Po tej kuracji i paru kolejnych przesłuchaniach okazało się, że Prostitute Disfigurement ponownie nie zawiedli, choć też na pewno nie przebili opusu sprzed sześciu lat. From Crotch To Crown, choć muzycznie nieprzesadnie odległy od doskonałego poprzednika, jest albumem bardziej szorstkim, brudnym, a także znacznie mniej melodyjnym, przez co w ogólnym odczuciu wypada brutalniej, a momentami nawet i nieco chaotycznie. Innymi słowy jest ostro jak kurwa mać, więc wielbiciele wszelkiej maści wyziewów powinni być płytką usatysfakcjonowani. Prostitute Disfigurement reaktywowali się z nowymi gitarniakami w składzie (z których jednego wymienili jeszcze przed premierą), więc siłą rzeczy i w podejściu do muzyki musiało się coś zmienić. I zmieniło, acz niewiele, na pewno nie na tyle, żeby nie poznali ich starzy fani. Co by jednak nie mówić o różnicach, Holendrzy są już rozpoznawalni od pierwszych taktów: obrzydliwy choć czytelny growl Nielsa Adamsa (plus teksty z mnóstwem wesołych rymowanek), intensywne riffowanie bliskie starej szkole, porządna dynamika utworów utrzymywana przez Michiela van der Plichta i dobrze wciśnięty bezprogowy bas – to wszystko przesądza o sile i wyjątkowości zespołu. Od strony technicznej wszyscy oczywiście trzymają wysoki poziom i pod tym względem mamy pełen wypas, ale najlepsze jest to, że ciągle próżno się u nich doszukiwać większych zjazdów w kierunku nowoczesnego i typowego jak diabli brutal death metalu. To, co dla innych kapel stanowi podstawę kompozycji (choćby sweepy), dla Prostitute Disfigurement jest zaledwie dodatkiem, stanowiącym procent urozmaiceniem – za to mają u mnie ogromnego plusa. Natomiast jako krok wstecz poczytuję brzmienie From Crotch To Crown. Panowie nagrali album w na poły domowych, na poły profesjonalnych warunkach, a wyjściowy materiał poskładali do kupy i obrobili Yuma van Eekelen i Bart Hennephof znani jako tako z Brutus, a bardziej z odpowiednio Pestilence i Textures. Jak na taką produkcję panowie dokonali niemal cudu, ale w konfrontacji z tym, co zmajstrował onegdaj Andy Classen, wypada zdecydowanie słabiej. No, może nie aż tak zdecydowanie, bo coś mi się wydaje, że mój fanatyczny stosunek do „Descendants Of Depravity” znów bierze górę. A przecież gdy w takiej rzeźni da się wyodrębnić bas, to źle być nie może. Na koniec, zamiast wyliczanki najlepszych kawałków, zarzucę tylko jeden haczyk w postaci „Glorify Through Cyanide” – łeb urywa. Właśnie takich doznań możecie się spodziewać po From Crotch To Crown.
ocena: 8,5/10
demo
inne płyty tego wykonawcy: