30 września 2015

Kat & Roman Kostrzewski – 666 [2015]

Kat & Roman Kostrzewski - 666 recenzja reviewPoprzednia płyta Kata i Romana Kostrzewskiego to przeróbki starych utworów, zaś najnowsza to dla odmiany… przeróbki starych utworów, a chcąc być precyzyjnym i wrednym przy okazji – zbiór coverów z zamierzchłej przeszłości Kata. To się, kurwa, nazywa kreatywne podejście do własnej twórczości, niech mnie, kurwa, drzwi ścisną! Piotr Luczyk poważnie nosił się kiedyś — okres „Mind Cannibals” — z zamiarem ponownego nagrania (w nowym składzie) trudno dostępnego „Oddechu Wymarłych Światów”, ale koniec końców dogadał się z Dziubą i szczęśliwie pomysł poszedł w odstawkę. Co skłoniło opisywaną ekipę do powtórnego nagrania 666? Oficjalnie – namowy fanów, którzy chcieli usłyszeć ten materiał we współczesnej oprawie; nieoficjalnie – chyba wszyscy wiemy.

Intencji oceniać nie zamierzam, bo sam bywam pazerny, ale już na ich rezultat pozwolę sobie splunąć raz czy dwa. Pierwsza rzecz, która daje do myślenia to czas trwania płyty – nowa 666 jest o ponad 7 minut dłuższa od oryginału. Czemu? Ano dlatego, że w paru miejscach pojawiły się partie, których pierwotnie nie było (ot, bzdurne wypełniacze niewarte szerszego wspomnienia), a całość zagrano wyraźnie wolniej. Jeśli ktoś się bierze za kawałki, które od dawna są klasyką thrash-blackowego napieprzania, to należy od niego oczekiwać, że ich odświeżone wersje będą miały przynajmniej taką samą wartość energetyczną. A tu dupa – większość numerów nawet nie rozkręca się do odpowiedniego tempa, jest pozbawiona pazura i razi niezrozumiałą dla mnie techniczną nieporadnością.

Ogólnie 666 sprawia wrażenie mocno niedopracowanej, odfajkowanej na szybko (nagrywanie na setkę wbrew pozorom wszystkiego nie tłumaczy) i bez specjalnego zaangażowania. Nowa oprawa brzmieniowa, o którą się ponoć tu głównie rozchodzi, podobnie jak wykonanie – nie zachwyca. Jedno jest pewne – studio Raven dysponuje znacznie lepszymi warunkami niż to słychać na płycie. Gdzie tu szukać technologicznych nowinek, ktoś mi podpowie? Miało być nowocześnie, postępowo (względem tego, co 30 lat temu), a co dostaliśmy: płaskie i monotonnie stukające gary, pozbawione solidnego ciężaru zepchnięte w tło gitary, przeciętnie nagłośniony bas i nachalnie górujący nad wszystkim wokal.

Z koncertów wiemy, że Roman Kostrzewski już nie wyrabia przy szybszych kawałkach – trzeba na to przymykać oko. Niestety, nie wyrabia także w studiu, przez co znane i lubiane utwory w mniej lub bardziej zmienionych interpretacjach (kolejny chybiony pomysł) potrafią niekiedy boleśnie kaleczyć uszy.

Nie słychać w tym ani rebelianckiego ducha ani diabelskiego klimatu. Tylko bezlitośnie upływający czas. Gdybym, wzorem młodych, miał poznawać Kata dopiero za sprawą reanimowanej 666, to, zniesmaczony tym rimejkiem, po oryginał nawet z ciekawości nigdy bym nie sięgnął.


ocena: -
demo
oficjalna strona: kat-rk.pl

inne płyty tego wykonawcy:

Udostępnij:

26 września 2015

Arkaik – Metamorphignition [2012]

Arkaik - Metamorphignition recenzja okładka review coverKażdy mniej więcej wie, na czym polega wielkie halo z syndromem trzeciej płyty. Każdy też potrafi wymienić całą masę klasycznych załóg, do których można go odnieść. Obecnie takimi przełomowymi albumami może się pochwalić na przykład… ten, no… nooo… Cóż, nawet wysilając pamięć, nie potrafię wskazać choćby jednej w miarę nowej kapeli, u której w ostatnich latach miałby wystąpić jakiś istotny dla gatunku przełom. Po części wynika to z zawodności mojej pamięci, a po części — tej ważniejszej, jak mniemam — z faktu, że współczesne zespoły nie robią nic przełomowego ani godnego historycznych kronik. Czemu piszę o tym akurat przy okazji Metamorphignition? Ano dlatego, że w oczach wielu słuchaczy za sprawą właśnie tego krążka Arkaik dokonali czegoś niezwykłego, oryginalnego, wyprzedzającego swój czas. Po mojemu natomiast nie ma zbyt wielu różnic między tą płytą a poprzednią, starszą o dwa lata „Reflections Within Dissonance”. Posunąłbym się nawet do stwierdzenia, że pod pewnymi względami Amerykanie zrobili tu krok wstecz. Techniczna death metalowa jazda z wielkimi wpływami Deeds Of Flesh i Decrepit Birth robi na Metamorphignition naprawdę dobre wrażenie. Praktycznie w każdy kawałek wpleciono jakąś urywającą dupę zagrywkę, ale czy wśród nich znajduje się choć jedna, której świat nie słyszał – nic z tych rzeczy. Mimo braku nowatorskich rozwiązań płytka może sprawić sporo przyjemności, bo typowo metalowego czadu nie brakuje, chłopaki mają niegłupie pomysły, a samemu wykonaniu nie można niczego zarzucić. Teraz dwie kwestie, które przynajmniej mnie trochę psują odbiór Metamorphignition. Pierwsza to brzmienie perkusji – zbyt syntetyczne i sterylne, co niestety jest już znakiem rozpoznawczym producenta Zacka Ohrena. Druga, ważniejsza sprawa to niezrozumiałe dla mnie nagromadzenie rozmaitych elektroniczno-ambientowych syfów – od kilku do kilkudziesięciu sekund każdego numeru to jakieś gówniane szumy i trzaski, których wartość artystyczna jest po prostu żadna. Że co? Że to ma niby budować klimat? Bez jaj! Muzycy Arkaik rozpieprzyli sobie w ten sposób spójność albumu i przy okazji rozciągnęli go do ponad 50 minut, co w tym gatunku jest pewną przesadą. Te cudne dodatki sprawiają, że Metamorphignition momentami się wlecze, traci na wyrazistości i wkurwia, zamiast bawić i ekscytować. Poprzedni album mógł się obejść bez takiego szajsu, ten również dałby radę.


ocena: 7,5/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/ArkaikBand

podobne płyty:


Udostępnij:

19 września 2015

Antigama – The Insolent [2015]

Antigama - The Insolent recenzja okładka review coverThe Insolent zaczyna się tam, gdzie kończy się… chociaż nie – tam, gdzie zaczyna się „Meteor”. No, prawie. W każdym razie pierwsze sekundy obu płyt są bardzo podobne i mogą nieźle zmylić, ale już po chwili staje się oczywiste, że — przepraszam za wyrażenie — ekipa z Warszawy nie poszła na łatwiznę i nie nagrała kalki poprzedniego, jakże udanego, albumu. Owszem, oba krążki charakteryzuje porządna dawka zawodowego (i zdrowego) napierdalania — nikt się nie oszczędza, zabójcze tempa, nakurw, grindowe szaleństwo i tak dalej — ale na The Insolent, tak ogólnie, dostajemy Antigamę w wersji mniej bezpośredniej, za to pojebanej co najmniej jak za czasów „Zeroland”, no i już standardowo doprawioną paroma luźniejszymi eksperymentami. A że dla wielu, tak się jakoś składa, krążek numer trzy jest tym najlepszym w dorobku zespołu, to i najnowszy pewnikiem zdobędzie masę zwolenników. I, kurwa, bardzo słusznie! Tak posrane riffy jak w „Foul Play”, „Randomize The Algorithm” czy „Eraser” w połączeniu z jazdą na pełnych obrotach (fanów Pavulona ucieszy fakt, że na The Insolent popierdala gęściej niż w Hate) to miód na uszy każdego ekstremisty. Żeby jednak nie było za nudno i zbyt jednowymiarowo, po siedmiu numerach (albo sześciu i pół, jak kto woli) kapitalnej grindowej jazdy do głosu częściej dochodzą dźwięki niekoniecznie brutalne, choć wciąż intrygujące. Takie kontrasty nie są może niczym nowym w twórczości Antigamy, ale najważniejsze, że w różnych konfiguracjach wciąż się sprawdzają i czynią muzykę zespołu mniej przewidywalną. Szczególnie dobrze w zawartość The Insolent wpisały się wszelkie transowe i spowolnione riffy gęsto występujące w „Out Beyond” (jeden z najlepszych na krążku) oraz „The Land Of Monotony”, który wbrew tytułowi wcale taki monotonny nie jest. Takie urozmaicenia sprawiają, że 31 minut z albumem szybko mija, a ochota na kolejne odpalenie pojawia się automatycznie. Na koniec mam tylko takie małe ale – co to za pomysł, żeby tak dobry materiał ubierać w pieprzony ekopak?


ocena: 8,5/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/Antigama

inne płyty tego wykonawcy:


Udostępnij:

11 września 2015

Kronos – Arisen New Era [2015]

Kronos - Arisen New Era recenzja okładka review coverPolityka wydawnicza Xtreem Music względem Kronos do dziś stanowi dla mnie nie lada zagadkę. Jak można było położyć promocję tego zespołu — zdecydowanie najlepszego, jakiego mieli wówczas w stajni — i zmarnować taki potencjał? Ojjj, w tej materii dali dupy na całej linii, niemalże grzebiąc kapelę sześć stóp pod ziemią. Wystarczyło odrobinę się przyłożyć, żeby obie strony czerpały z tej współpracy ciepłe ojraski. A tu dupa. Teraz, po ośmiu, kurwa ich mać, latach Francuzi powracają z czwartym krążkiem — już w barwach Unique Leader — którym niestety muszą budować swoją pozycję od nowa – wszak jedni o nich zapomnieli, inni zaś nawet nie mieli okazji ich poznać. Jeśli za sprawą Arisen New Era Kronos nie osiągnie choćby minimalnego sukcesu, to już chyba nigdy. Francuzi naprawdę zasługują na uznanie, bo ich nowy album to prawdziwa rewelacja. Muzyka zawarta na krążku jest wypadkową świeżości „Colossal Titan Strife” i przejebanej złożoności„The Hellenic Terror”, co w praktyce oznacza, że kolesie odgrywają swoje łamańce z niebywałą lekkością, nie tracą przy tym nic z selektywności i brutalnego pierdolnięcia. Death metal w wykonaniu Kronos można bez wahania nazwać nowoczesnym, ale na pewno nie jest to nowoczesność, z jaką spotykamy się obecnie u co drugiej kapeli. Wyobraźcie sobie, że w utworach Francuzów nie ma miejsca na takie „postępowe” gówno jak slam i brejkdałny na jednej strunie – żadnego psucia kompozycji na siłę. Brawa, wielkie, kurwa, brawa! Dynamika tego materiału zwyczajnie wyrywa z butów, zmiany tempa nie pozwalają się nudzić, a kapitalne melodie (także w solówkach) mile łechcą ucho. I najważniejsze – jest tu kilka kawałków — a mam na myśli szczególnie „Klymenos Underwrath”, „Zeus Dethroned” i „Purity Slaughtered” — które mogą stać się hiciorami, jeśli tylko zostaną przedstawione szerszej publice. Świetne brzmienie, krystaliczna produkcja, optymalna długość i przykuwająca wzrok oprawa graficzna – to wszystko dodatkowo przemawia na korzyść Arisen New Era. Z takim albumem w garści Kronos będzie w gronie faworytów w boju o tytuł płyty roku.


ocena: 9/10
demo
oficjalna strona: kronosbrutaldeath.free.fr

inne płyty tego wykonawcy:

Udostępnij:

5 września 2015

Skeletal Remains – Condemned To Misery [2015]

Skeletal Remains - Condemned To Misery recenzja reviewZdarzyło mi się już pochwalić udany debiut Skeletal Remains, teraz będę chwalił jego następcę, bo co tu owijać w bawełnę – jest krążkiem jeszcze lepszym. Lista wpływów/inspiracji, którą posłużyłem się w celu opisania — czy też sprecyzowania targetu — „Beyond The Flesh”, w dużej części ma zastosowanie także do Condemned To Misery, jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nowy album niesie z sobą również pierwiastki czegoś oryginalnego. Podstawa, punkt wyjścia dla Skeletal Remains to oczywiście Death, Pestilence, Massacre i Asphyx, ale między wierszami pojawia się tajemnicze i cholernie intrygujące coś, dzięki któremu nazwanie młodych Amerykańców kapelą tak po prostu zrzynającą z innych byłoby krzywdzące i niesprawiedliwe. Zresztą, jeśli nawet już zrzynają, to umiejętnie i z głową, bo na pewno nie jak popadnie, byle dla samej idei oldskula. Materiał na Condemned To Misery jest świeży, bardziej zwarty od poprzedniego, a dzięki odrobinie nieprzesadnie szybkich blastów (w gary nawala znany z Hexen i Warbringer Carlos Cruz – jak dla mnie mógłby zostać na stałe) ma większego kopa. Słychać tu zarówno lepszy warsztat, jak i dojrzalsze podejście do struktur kompozycji. Płytka jest konkretna i dopieszczona (ale nie przedobrzona!), a przez to szybko wpada w ucho. Kolejne jej atuty to pełniejsze, bardziej spójne brzmienie, spore nagromadzenie solówek (momentami „Spitiual Healing” się kłania) i wypasiony kawałek instrumentalny, którym muzycy Skeletal Remains udowadniają, że nawet dziś można nagrać coś klimatycznego i nie zalatującego stęchlizną. Znakomity „vandrunenowski” wokal pozostał bez zmian. Czy muszę dodawać, że tak przygotowanego albumu słucha się wprost wybornie? Ufam, iż nie. A jeśli ktoś nadal potrzebuje zachęty, to ujmę sprawę tak: Skeletal Remains na Condemned To Misery nie przynoszą wstydu starym mistrzom, co więcej – wiele podupadłych gwiazd mogłoby u nich brać korepetycje z przyspieszającego puls klasycznego death metalu. Dziewiątki nie daję chyba tylko z przekory.


ocena: 8,5/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/SkeletalRemainsDeathMetal

inne płyty tego wykonawcy:

podobne płyty:


Udostępnij: