Gdy tak porąbany bend jak Antigama robi sobie czteroletnią przerwę między kolejnymi długograjami, to można spodziewać się wszystkiego, z ogólnoświatową rewoltą włącznie. Aż tak dobrze jednak nie ma, bo system w swej syfiastości trzyma się dzielnie (no chyba, że panowie zaczęli na bliskim wschodzie), ale i tak warszawska ekipa soundtrackiem do jego upadku zamieszania narobiła co nie miara, dając fanom zmyślnego grind core’a mnóstwo powodów do radości, a włodarzom Relapse – do rwania włosów z głów. Dla mnie Meteor jest krążkiem lepszym, ciekawszym i bardziej przekonującym od „Warning”, i choć album z 2009 do słabych nie należał, to najnowszy z łatwością przebija go w paru dość istotnych punktach. Przede wszystkim Meteor jest inny – bezpośredni, przez większość czasu otwarcie jebiący w twarz z furiacką siłą typową dla Napalmów i starego Terrorizera, łatwiejszy do ogarnięcia, może i trochę prostszy (co nie znaczy, że prosty), ale na pewno spontaniczny, kipiący od emocji i bardzo ożywczy. Brzmienie dodatkowo przybliża muzykę słuchaczowi za sprawą dużej selektywności i takiego fajnego organicznego pierwiastka, którego zabrakło poprzednikowi – obie płyty nagrywano w tym samym miejscu, kluczowy okazał się jednak mastering. Litanię pochwał pod adresem Meteor należy uzupełnić o kilka słów na temat wokali. Na łono kapeli powrócił Łukasz Myszkowski, w 30 minut wypluł z siebie płuca i ostatecznie potwierdził, że nikt nie pasuje do Antigamy lepiej od niego. W tych wrzaskach jest ekspresja, moc i zaangażowanie, a poza tym znakomicie wpisują się w muzykę pod względem dynamiki. Pochwaliłem szczegóły, teraz czas na refleksję ogólną. Meteor z jednej strony jest dla mnie krążkiem przewidywalnym – w takim sensie, że zawiera kapitalny technicznie i zarazem bezkompromisowy napierdol, jaki chciałem w wykonaniu Antigamy usłyszeć (słowa uznania zwłaszcza za „Crystal Tune”, „Collapse”, „Prophecy” i „The Key”!), a z drugiej przyjemnie zaskakującym w paru momentach – vide thrash’owym „Fed By The Feeling”, poplamionym elektroniką „Stargate”, ambientowym „Turbulence” i zamykającym płytę „Untruth”, który klimatem wcale daleko nie odbiega od „eksperymentalnych” Napalmów. Dzięki takim zabiegom półgodzinny album jest wystarczająco urozmaicony i dojebany, żeby się nim prędko nie znudzić. Fani nowoczesnego w formie i klasycznego w oddziaływaniu grind core’a powinni być zachwyceni. Natomiast w Relapse mogą sobie żyły przegryzać z żalu, że stracili tak wyborny zespół.
ocena: 8,5/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/Antigama
inne płyty tego wykonawcy:
0 comments:
Prześlij komentarz