Wydany wieki temu „Mind Cannibals” nikogo — poza samym zespołem — raczej nie zachwycił, więc wszystko wskazywało na to, że ekipa Romana i Irka powinna bez trudu przebić tamten materiał – wszak czasu na dogłębną analizę muzyki i dopieszczenie najmniejszego detalu mieli całe mnóstwo, a i na wsparcie fanów nie mogli narzekać. Tymczasem Biało – Czarna przy pierwszym kontakcie sprawia wrażenie skleconej na odwal się i do tego w dużym pośpiechu.
Taką konstatację zresztą łatwo obronić, odnosząc się do brzmienia, którego jakość pozostawia trochę do życzenia i zdecydowanie odbiega od obecnych standardów, a już na pewno oczekiwań. Domyślam się, że wzięto tu za wzór pozbawioną upiększeń produkcję „Death Magnetic”. I o ile w przypadku Metallicy dało to dobre rezultaty, tak nowa muzyka Kata prosi się o nieco bogatszą oprawę. Twórczość Kostrzewskiego nigdy nie była przesadnie bezpośrednia, niejednokrotnie wymagała od słuchacza sporo skupienia i cierpliwości, by mógł w pełni docenić (czy w ogóle – odkryć) jej walory — a tak jest i tym razem — toteż taka formuła dźwięku może się stać dla niektórych kolejną barierą do pokonania.
Zgodnie z moimi przewidywaniami Biało – Czarna monumentem ani rewelacją nazwać nie można, mimo to godzina (to wbrew pozorom wcale nie tak dużo) szorstkiego, ciężkiego thrash’u w wykonaniu katowickiej grupy robi naprawdę pozytywne wrażenie. I choć poziom poszczególnych kompozycji nie jest najrówniejszy, w praniu sprawdzają się dość dobrze. Muzyka została podana w raczej tradycyjny, surowy sposób (zapomnijcie o nowoczesności i odlotach Alkatraz), bez miejsca na dodatkowe instrumenty i silenia się na niezrozumiałe eksperymenty, a wszelkie nowe wpływy (do wspomnianej Metallicy można dorzucić choćby Nevermore) wmontowano w nienachalny sposób. Nad wszystkim — co stanowi duży atut krążka — unosi się charakterystyczny klimat, który podbija siłę najmocniejszych fragmentów, a te spokojniejsze czyni bardziej nastrojowymi.
Pewnym ryzykiem było wrzucenie na początek przydługiego, a przy tym niezbyt porywającego quasi-instrumentala, bo można go uznać za najsłabszy punkt płyty. Na szczęście dalej jest już tylko lepiej, z piękną końcówką w postaci „Bieluń”, „Z Boskim Zyskiem” i „Kapucyn Zamknął Drzwi”. Gdyby cały album trzymał poziom tych ostatnich utworów, mielibyśmy do czynienia z powrotem do prawdziwie katowskiej formy. Ale i tak jest nieźle – album jest porządnie zaśpiewany, nie brakuje dobrych pomysłów na riffy, solówki i zmiany tempa, niektóre z nich ocierają się nawet o geniusz – jest różnorodnie, spójnie, a poziom wykonawczy naturalnie nie budzi najmniejszych zastrzeżeń. Kat z Romanem daje radę zarówno w balladowym „Wolni Od Klęczenia”, rozbudowanym „Diabelskim Domu cz. IV” (jazda na sentymencie do tytułu była zbędna), jak i dynamicznej „Kupie Świąt”, więc warto poświecić tym kawałkom przynajmniej kilka przesłuchań.
Teksty dotyczą w głównej mierze pozbawionych mistyki aktualnych tematów, czyli przede wszystkim religijno-politycznego szamba i problemów wypływających z niego w życie zwykłych ludzi. Przy takiej okładce nie powinno to dziwić, jak i nie dziwi obecność ostrych terminów typu „Pisbollah” czy „kleropolska rzecz”. Przykro się tego słucha, bo właściwie każdy wers przypomina nam, w jak pokurwionym kraju żyjemy. Niestety, nie starczy nam tupolewów, żeby choćby jako tako sytuację wyprostować…
Oprócz soczystej produkcji życzyłbym sobie więcej przyspieszeń oraz solówek, bo akurat gitarzyści mają taką technikę, że nie widzę powodu, dla którego nie mieliby sobie bardziej poużywać. Jeśli dotąd wyrażałem się niejasno i ktoś ma wątpliwości, czy Biało – Czarna przebija „Mind Cannibals”, odpowiadam twierdząco – tak, przebija, ale wciąż nie jest to płyta na miarę możliwości tego zespołu.
ocena: 7,5/10
demo
oficjalna strona: kat-rk.pl
inne płyty tego wykonawcy:
0 comments:
Prześlij komentarz