Albo rządowa propaganda ma zasięg międzynarodowy albo Polska naprawdę wybiła się na mityczną Zieloną Wyspę. No bo jak inaczej wytłumaczyć, że zespół klasy Origin trafia do naszej skromnej Agonii? Dotacją z Unii na rozwój obszarów wiejskich? Fakt, gwiazda Amerykanów ostatnio jakby lekko przygasła, ale bez przesady – wszak ciągle — i nie bez powodu — wymienia się ich wśród liderów brutalnego i technicznego do bólu death metalu. Tyle tytułem niepotrzebnego wstępu. Dupa tam, bardzo potrzebnego, bo każde zdanie jest tutaj na wagę złota, a to dlatego, że zasadniczy opis Omnipresent mógłbym (i chyba powinienem…) sprowadzić do zdania, którym deaf posłużył się już w recce „Entity” – ta muzyka się osłuchała. Tym jednym stwierdzeniem da się spokojnie zamknąć temat, ale z daleka głupio by to wyglądało. No to jedziemy dalej. Origin to mistrzowie w swojej dziedzinie i mało kto może im podskoczyć, co jednak nie oznacza, że gdy oni milczą, to inni nie produkują w międzyczasie podobnych dźwięków. Co więcej, znalazłoby się kilka kapel, które nagrywały bardziej originowe płyty niż sam Origin. Nie o to jednak chodzi, żeby klepać w kółko to samo, no i Amerykanie nie klepią, będąc ciągle krok przed wspomnianymi „innymi”, ale kto oczekiwał wielkich różnic między Omnipresent a poprzednimi krążkami, ten najpewniej się zawiedzie, bo — że skradnę deafowi kolejne kluczowe zdanie — zmiany mają charakter ewolucyjny niż rewolucyjny. Album jest bodaj najbardziej zróżnicowanym w dziejach zespołu – panowie śmielej sięgają po zwolnienia i proste rytmy (w takim „Redistribution Of Filth” momentami technicznie schodzą prawie do poziomu kapeli punkowej, co jest ewenementem jak na nich), inkorporują klimatyczne zagrywki, a na koniec ładują cover S.O.D., który brzmi w ich wykonaniu jak miks starego Brutal Truth i Napalmów. Nie zmienia to faktu, że jakieś 80% (lekko licząc) płyty to dobrze znany, bardzo typowy Origin – piekielnie szybki, brutalny i zagmatwany; taki, którego najlepiej się słucha, bo — o czym każdy przekona się już w czasie pierwszego przesłuchania — z nowymi elementami w większości nie jest za wesoło. Gdy jeszcze gniotą ciężkimi riffami, to wszystko jest w najlepszym porządku, ale próby uprzestrzennienia muzyki klawiszami i melodyjkami wyciśniętymi tappingiem („Continuum”) w wykonaniu tego zespołu brzmią groteskowo i co najmniej nie na miejscu. To sprawia, że pojawiają się niepotrzebne zgrzyty, a to z kolei oznacza, że o poziomie „Antithesis” czy „Entity” można zapomnieć.
ocena: 7,5/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/Origin
inne płyty tego wykonawcy: