Wystarczyło, żeby niebudzący większego zainteresowania Morgoth się reaktywował, a zaraz zaroiło się od zagorzałych maniaków tej kapeli, którzy życie by za muzykę Niemców oddali, choć tak się dziwnie składa, że z tą nazwą zetknęli się dopiero na reklamach Insidious Disease. Teraz należy tylko chwilę poczekać, a klasycy z Meschede znikną im z oczu w zalewie lepiej promowanych i bardziej modnych sezonowych odkryć, a ewentualna nowa płyta przejdzie bez echa. OK, napisałem z grubsza, co mi leżało na wątrobie (nie posiłkując się przy tym kurwami!) i już przechodzę do meritum. Cursed To Live jest zapisem koncertu z niemieckiego (stąd też Marc Grewe do zgromadzonych przemawia głównie po swojemu) festiwalu Way Of Darkness 2011, w ramach którego Morgoth strzelił potężny set, pięknie ułożony w związku z 20 rocznicą wydania „Cursed”. Wyszedł z tego prawie 70-minutowy show, po którym nie było czego zbierać – przypuszczenie to opieram na szczątkowej reakcji publiki po wybrzmieniu ostatniego, genialnego „White Gallery”. W swojej setliście Niemcy sięgnęli najdalej do „Odium”, więc mamy pewność, że usłyszymy sam creme de la creme – od wspaniałości typu „Pits Of Utumno” i „The Travel”, przez „Sold Baptism” (ugh!) i „Suffer Life”, po najodważniejszy w zestawie „Under The Surface”. Żeby było cokolwiek lepiej, musieliby zagrać po prostu więcej – dwie godzinki byłby w sam raz, bo akurat w takim czasie można się zmieścić z materiałem z pierwszych trzech (wliczam „The Erernal Fall”) płyt. Skoro napisałem, co zagrali, to wypada jeszcze wspomnieć, jak im to wyszło. Miazga, kurwa mać, miazga! Ta muzyka nic nie straciła ze swej świeżości i porywa tak samo, jak na starych albumach, a może i w większym stopniu ze względu na bardziej dynamiczną sekcję w osobach Marc’a Reigna i Sotiriosa Kelekidesa. Precyzja, energia, wykop – wszystko na najwyższym poziomie. Także brzmieniu nie można nic zarzucić – jest surowe, selektywne i obrobione po staremu (mix i mastering w Unisound Dana Swanö). Jeśli musiałbym wyciągać jakieś minusy, to wskazałbym na poniekąd oczywistą oczywistość, czyli wokal Marc’a Grewe. Chłop ciśnie, ile sił w płucach, ale dawne histeryczne wyziewy są poza jego zasięgiem. Można powiedzieć, że wiek i rozbrat z takim graniem zrobiły swoje — bo dużo w tym prawdy — ale bądźmy szczerzy – już na „Fable Frolic” nie zachwycał formą. Można to przeboleć, ale niedosyt w tym punkcie pozostaje. Cursed To Live to zdecydowanie najlepsza koncertówka, jaką miałem przyjemność wysłuchać w ciągu ostatnich kilku lat i absolutny obowiązek dla każdego szanującego się fana klasycznego death metalu!
ocena: 9/10
demo
oficjalna strona: www.morgoth-band.com
inne płyty tego wykonawcy:
0 comments:
Prześlij komentarz