Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nowa Zelandia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nowa Zelandia. Pokaż wszystkie posty

4 listopada 2024

Ulcerate – Cutting The Throat Of God [2024]

Ulcerate - Cutting The Throat Of God recenzja reviewCutting The Throat Of God to już siódma pozycja w dorobku Ulcerate, w dodatku dość niezwykła, gdyż jest czymś, czego w historii zespołu jeszcze nie było: bezpośrednią kontynuacją i rozwinięciem poprzedniego krążka – tak stylistycznie, jak i brzmieniowo. Przyznaję, trochę to zaskakujące, bo dotychczas na każdym kolejnym albumie Nowozelandczycy pokazywali się z nieco innej strony i na co innego kładli nacisk, jednak biorąc pod uwagę poziom tego materiału, nie mam zamiaru zrzędzić, że po dwudziestu latach grania znaleźli (?) najbardziej odpowiednią dla siebie formułę.

Jako się rzekło, Cutting The Throat Of God jest „tylko” kontynuacją „Stare Into Death And Be Still” i nie zawiera żadnych większych/przełomowych zmian w stosunku do tamtego, jakże znakomitego, krążka. Mimo to nie można napisać o Ulcerate, że stanęli w miejscu albo kurczowo trzymają się jednego patentu, bo jak to już doskonale słychać w otwierającym album pięknie rozbudowanym i wciągającym „To Flow Through Ashen Hearts”, mają świadomość własnej zajebistości i pomysłów im nie brakuje. Styl zespołu jest w mig rozpoznawalny, jednocześnie daje się odczuć, że w muzyce jest jeszcze więcej gęstego nastroju i niepokojących melodii, że na wielu poziomach mocniej oddziałuje na słuchacza. Żeby nie było jednowymiarowo, atmosferyczne partie są równoważone paroma wyjątkowo ekstremalnymi (nawet jak na nich) wybuchami brutalności, które spokojnie przeszyłby nawet u Defeated Sanity.

Ulcerate oczywiście nie byliby sobą, gdyby na Cutting The Throat Of God wszystko było proste, przejrzyste i przewidywalne. Nowozelandczycy zadbali o odpowiednią dawkę nieco nieoczywistych zagrań w nieoczywistych miejscach (choćby w „Further Opening The Wounds” i utworze tytułowym) oraz trochę stękająco-mulących riffów wpadających w sludge (m.in. w „Transfiguration In And Out Of Worlds”), które tylko podbijają klimat całości i czynią ją bardziej zwartą. Te dodatki/urozmaicenia nie są podane pod nos, więc wyłapanie ich w niezwykle bogatych, wielowątkowych i pokręconych strukturach może zająć kilka naprawdę wnikliwych przesłuchań, co ja akurat zaliczam na duży plus, bo banalnych krążków mamy wokół na pęczki.

Produkcja Cutting The Throat Of God nie odbiega zbytnio od tej z „Stare Into Death And Be Still” – balans między selektywnością a brudem jest podobny, brzmienie poszczególnych instrumentów również, może jedynie bas jest wyraźniejszy, zaś jego udział w budowaniu nastroju istotniejszy. Nie zmienia to faktu, że dźwięk jest tu idealnie dopasowany do muzyki i trudno wyobrazić sobie lepszy – pozwala się w pełni delektować wszelkimi zawiłościami aranżacyjnymi oraz mistrzowskim wykonaniem (Jamie Saint Merat jeszcze za życia doczeka się pomnika w centrum Auckland).

W recenzji poprzedniego krążka nazwałem Ulcerate najlepszym współczesnym zespołem deathmetalowym; po paru miesiącach spędzonych z monumentalnym Cutting The Throat Of God tę opinię podtrzymuję. Nowozelandczycy nie dają żadnych pretekstów, żeby podważyć ich wielkość. Choć wielu próbuje, oni nadal są niepodrabialni, są poza zasięgiem.


ocena: 9,5/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.ulcerate-official.com

inne płyty tego wykonawcy:






Udostępnij:

25 maja 2020

Ulcerate – Stare Into Death And Be Still [2020]

Ulcerate - Stare Into Death And Be Still recenzja reviewJak to miło ze strony Ulcerate, że za sprawą Stare Into Death And Be Still rozwiązali problematyczną kwestię płyty roku! Zaznaczam, że nie ma w tym stwierdzeniu — poprzedzonym zresztą przynajmniej kilkudziesięcioma przesłuchaniami — cienia prowokacji, bo — czy to się komuś podoba czy nie — ci trzej skromnie owłosieni Nowozelandczycy stanowią najlepszy zespół w szeroko pojętym death metalu, z jakim mamy obecnie do czynienia. Po prostu – nie mają konkurencji, ewentualnie potencjalna konkurencja może im skoczyć. To pisałem ja, demo.

Na Stare Into Death And Be Still napaliłem się od pierwszych sekund udostępnionego przed premierą utworu tytułowego (niekwestionowany hit!) i choć nie do końca wiedziałem, czego spodziewać się po całości, miałem przekonanie, że to będzie coś monumentalnego i nieprzeciętnego. Nie zawiodłem się, Ulcerate stworzyli najlepszy krążek w swojej historii! W przypadku większości kapel płyty „naj” to zazwyczaj te naj-coś tam: najszybsze, najbrutalniejsze, najoryginalniejsze, najbardziej techniczne, ect. U Ulcerate wygląda to trochę inaczej, bo Stare Into Death And Be Still nie załapuje się do żadnej z tych kategorii. Szósty album Nowozelandczyków imponuje przede wszystkim dojrzałością płynącą z tych dźwięków – oni już nie muszą na każdym kroku udowadniać, ile potrafią i jacy są zajebiści, stąd też nowe utwory sprawiają wrażenie nie aż tak bezkompromisowych i wypakowanych, jak to bywało w przeszłości.

Tym razem trio postawiło na muzykę dostojną, wyrafinowaną, miejscami stonowaną, pełną przytłaczającej atmosfery i… chwytliwą nawet bardziej niż na „Everything Is Fire”. Mało tego, w paru miejscach pojawiają się nietypowe dla nich bardzo proste rytmy i nośne riffy, ale nie nazwałbym tego zagraniem pod publiczkę, bo te fragmenty są szczelnie obudowane należycie pokomplikowanymi partiami. Warto też odnotować, że pójście „w klimat” nie przytępiło tej agresywnej strony muzyki zespołu. Tu wciąż nie brakuje wybuchów brutalności i jazdy w szaleńczych tempach, choć — żeby nikt mi nie wypominał, że nie ostrzegałem — ogólnie biorąc Stare Into Death And Be Still nie ma aż takiego pierdolnięcia jak „The Destroyers Of All”.

Szósta płyta Ulcerate to materiał, który wciąga od pierwszych dźwięków i pomimo godziny trwania pozostawia duży niedosyt. Charakterystyczny i w pełni rozpoznawalny styl, bogactwo pomysłów na utwory, nienaganne wykonanie (Jamie Saint Merat ponownie zadziwia), przejrzyste brzmienie uwypuklające wszelkie niuanse – czegóż chcieć więcej? Ano przyzwoitej wytwórni z dobrym zapleczem, a nie takiej wylęgarni blackowych pitoleńców. Nie daję 10 tylko na wypadek, gdyby następny album okazał się jeszcze lepszy.


ocena: 9,5/10
demo
oficjalna strona: www.ulcerate-official.com

inne płyty tego wykonawcy:


Udostępnij:

26 marca 2014

Ulcerate – Vermis [2013]

Ulcerate - Vermis recenzja reviewJeszcze nigdy ciśnienie na płytę Ulcerate nie było tak duże, jak przy okazji Vermis. Raz, że Nowozelandczycy zdążyli już sobie wyrobić całkiem niezłą renomę na scenie, a dwa że awansowali (choć na obecną chwilę to raczej kwestia dyskusyjna) do Relapse, którzy nie od wczoraj są kojarzeni z ambitną i pojebaną muzyką. Oczekiwania, całkiem słusznie, były zatem spore, jednak podołał im tylko zespół, bo już wyjątkowo biedne wydanie krążka woła o pomstę do Latającego Potwora Spaghetti. Na szczęście muzyce nie brakuje niczego, żeby uznać ją za w pełni wartościową, intrygującą i bez reszty wciągającą. Vermis każdym kolejnym dźwiękiem potwierdza ogromny potencjał kapeli, jednocześnie zrywa z najbardziej oczywistymi wpływami (a niektóre dystansuje – vide Immolation) i jest kolejnym krokiem zespołu w kierunku sztuki oryginalnej. Miłośnicy melodyjnego i stosunkowo przystępnego w odbiorze „Everything Is Fire” oraz brutalnie zakręconego „The Destroyers Of All” z pewnością będą zadowoleni, bo materiał łączy, a przy okazji twórczo rozwija pomysły na nich zawarte, dodaje do nich co nieco popieprzonej chwytliwości i — podobnie jak ostatni Gorguts — powala mocniej zaakcentowanym, oblepiającym wszystko niepokojącym klimatem. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że to dla Nowozelandczyków właściwa droga, bo utwory z nowej płyty przytłaczają przede wszystkim gęstością, ciężarem i zajebistą psycholską wibracją, a mniej technicznymi zawiłościami, choć akurat spodziewałem się, że postawią na jeszcze bardziej rozbudowane formy. Vermis, choć prostszy i mniej gwałtowny od poprzedników, intensywnością dostarczanych wrażeń i tak zmiecie z powierzchni ziemi niewyrobionych słuchaczy, stając się dla nich dobijającą mordęgą nie do zniesienia. Przemawia za tym również brzmienie – ostre, metaliczne gitary w kontrze do mocno dołującego basu i nieco przytłumionej perkusji. Wokal pozostał bez zmian – swoimi wyziewami wzbogaca klimat albumu i czyni całość bardziej hermetyczną. Dlatego też płyty najlepiej słuchać od początku do końca – wtedy łatwiej zagłębić się w tych dźwiękach, wyciągnąć z nich pełnię pojebaństwa i nutkę geniuszu. Uniemożliwia to wskazanie jakichś najlepszych/wybijających się kawałków, bo każdy, nawet dwie miniatury, doskonale spełnia swoje zadanie i bez któregoś z nich krążek byłby uboższy i niekompletny. Nic oczywiście nie stoi na przeszkodzie, by delektować się pojedynczymi utworami, ale wrażenie na pewno nie będzie tak uderzające. W kontekście Vermis, oprócz wspomnianego bieda-digipacka, rozczarowują jedynie zbyt wyraźne przerwy pomiędzy numerami. Tylko tyle, bo cała reszta składa się na — i piszę to z pełnym przekonaniem — najlepszy album w historii Ulcerate.


ocena: 9/10
demo
oficjalna strona: www.ulcerate-official.com

inne płyty tego wykonawcy:

podobne płyty:

Udostępnij:

11 maja 2012

Ulcerate – The Destroyers Of All [2011]

Ulcerate - The Destroyers Of All recenzja reviewSukces, jaki w krótkim czasie stał się udziałem Ulcerate oraz ich zaszczytny status zespołu oryginalnego i nowatorskiego jest kolejnym już potwierdzeniem tego, jak genialny był w swych najlepszych latach… Gorguts. Przy całym szacunku dla umiejętności technicznych i kompozytorskich Nowozelandczyków, nie da się w żaden sposób zaprzeczyć, że wiele zawdzięczają spowitej zielonym dymem ekipie z Kanady. Im i równie genialnemu Immolation. Swoją drogą, czy to nie zabawne, że patenty, które kapela Luca Lemay’a rozwijała przynajmniej od 1993, w niewiele zmienionej wersji (a niekiedy nawet uproszczonej – vide Deathspell Omega) kilkanaście lat później uchodzą za odkrywcze? Stąd też mnie Ulcerate na kolana swoim wizjonerstwem nie rzucili, choć na słowa pochwały bez wątpienia zasługują, bo raz, że są dość zajebiści, a dwa, że kapel łączących mocno techniczną i hermetyczną jazdę z odpowiednio popieprzonym, szybko chwytającym za gardło klimatem mamy jak na lekarstwo. Na The Destroyers Of All nie ma tak obecnie powszechnego w technicznym death metalu pustego szpanerstwa na 486 strunach i ciągłego bulgotu, przykrywającego mierne pomysły na utwory. Na trzeciej płycie Ulcerate dzieje się naprawdę dużo, jednak na pewno nie jest to muzyka przekombinowana – kolejne motywy swobodnie przeradzają się w następne, a całość ma ten naturalny przepływ, dzięki któremu całej płyty słucha się z równym napięciem i zainteresowaniem. Trochę to przypomina błądzenie we mgle w wydaniu Stephena Kinga – łatwo stracić orientację, wokół tylko dziwne cienie, majaczące na granicy widoczności niegdyś znajome kształty i ciągła niepewność konsekwencji następnego kroku. Chwila nieuwagi, a zza pleców wyskoczy trójka Nowozelandczyków, znienacka upierdoli ci łeb nawałnicą blastów, po czym znowu zniknie w mlecznej otchłani. Ten posrany klimat wzmacnia dosyć specyficzne, dalekie od cyfrowego wymuskania brzmienie oraz ekspresyjne wokale w stylu Lemay’a. Czyli mamy wypas. Mimo to wydaje mi się, że mogłoby być jeszcze lepiej, gdyby Ulcerate podali ten materiał bez cięć – jako jeden 53-minutowy utwór, odstraszający niedzielnych fanów swoją nieprzystępnością i bezkompromisowością. Tym razem oszczędzili nam przewijania. Chociaż to zupełnie inne granie i inny nastrój, w The Destroyers Of All można zatopić się w podobny sposób, jak w ostatnie dzieło Lost Soul, a to już solidna rekomendacja.


ocena: 8,5/10
demo
oficjalna strona: www.ulcerate-official.com

inne płyty tego wykonawcy:

podobne płyty:

Udostępnij: