Na następcę „Mark of the Necrogram” nie trzeba było długo czekać. Zespół poczuł wiatr w żaglach i poszedł za ciosem, efektem czego jest omawiany następca. Wydawać by się mogło, że grupa znalazła idealną formułę łączenia Black i Death Metalu, owijając oba gatunki melodią. Sama okładka zresztą nawiązuje do poprzednika pod każdym względem, jakby obiecywała kontynuację słusznie obranej drogi. Tak się jednak niestety nie stało, a finalny produkt niestety daleki jest od geniuszu, na jaki było stać zespół wcześniej…
W zespole zmienił się co prawda tylko basista, ale o ile „Mark of the Necrogram” był pracą zespołową, gdzie każdy członek, łącznie z wokalistą, pisał utwory, tak tutaj cały album został praktycznie skomponowany przez gitarzystę grupy, Sebastiana Ramstedta, który z kolei był odpowiedzialny za te dłuższe i bardziej epickie utwory na poprzednim albumie.
W tamtym przypadku się one sprawdzały, gdyż miały obok siebie zarówno szybsze, jak i bardziej nośne piosenki do zbalansowania klimatu. Tym razem niestety nie dało się uniknąć przerostu formy nad treścią. Gatunkowo jest dużo więcej nawiązań do klasyczniejszego Metalu z lat ’80, choć staje się to dopiero oczywiste, gdy gościnnie pojawia się Marcel Schmier w ostatnim utworze (lider Destruction, jakby ktoś nie wiedział). Nie ma również tak udanego balansu między stylami jak ostatnio. Death Metal zdecydowanie gra tutaj drugie skrzypce. Najlepszymi kompozycjami zdają się być „Mirror Black” i tytułowy numer, ale nie wybijają się one ponad przeciętność.
Doceniam ambicję stworzenia koncept albumu z rozbudowanymi utworami, ale naprawdę nic by się nie stało, gdyby było więcej urozmaiceń, zwłaszcza, że materiał z uporem maniaka nie chce zapadać w pamięci, nawet po setnym przesłuchaniu. Tak więc zamiast arcydzieła, dostajemy zaledwie poprawny album.
ocena: 7/10
mutant
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/necrophobic.official
inne płyty tego wykonawcy: