Co tu ukrywać, na kampanię promocyjną Titans Of Creation zerkałem jedynie z nieufnością, bo ostatnim razem Testament mocno mnie rozczarował i ponad wszelką wątpliwość udowodnił, że wielkie nazwiska, z wielkim doświadczeniem i wielkimi osiągnięciami niczego nie gwarantują. Niczego. Wprawdzie okładka autorstwa Elirana Kantora wygląda zajebiście zachęcająco, ale trzeba mieć się na baczności i nie ufać nikomu, zwłaszcza gdy może mieć w interesie wciśnięcie ludziom ładnie opakowanego bubla. Na szczęście, nie tym razem!
Titans Of Creation w dosłownie każdym elemencie przewyższa „Brotherhood Of The Snake” — przede wszystkim nie jest tak nudny i rozmemłany — choć na pewno nie mamy tu jeszcze do czynienia z Testamentem w topowej formie. To dobry, żwawo zagrany thrash’owy krążek z wieloma wpadającymi w ucho (a przy tym znajomo brzmiącymi) fragmentami, do których można wracać: (1) z przyjemnością, (2) z ciekawością, (3) z niedowierzaniem. W muzyce zawarto mnóstwo nawiązań do wcześniejszych płyt, z naciskiem na… „Practice What You Preach” i „The Formation Of Damnation” (co niekiedy daje osobliwe rezultaty), ale dodano również coś nowego i zaskakującego – wpływy black metalu. To nie pomyłka, Testament na stare lata wycina blackowe riffy w towarzystwie gęstych blastów i wrzeszczących wokali.
Jeśli przemilczymy wspomniane innowacje w jednym utworze („Curse Of Osiris”), cała reszta jest materiałem dość wtórnym i przewidywalnym, w dodatku niepotrzebnie rozciągniętym w czasie. Część tych uwag można spiąć klamrą „wypracowany styl zespołu” i sam chętnie tak robię, jednak już występujących na Titans Of Creation dłużyzn w ten sposób nie obronię. Bez żalu pożegnałbym się z trzema numerami („City Of Angels”, „Ishtar’s Gate”, „Catacombs”), natomiast pozostałe poważnie bym skrócił i w ten sposób uczynił je bardziej treściwymi, bo nawet te najlepsze („Children Of The Next Level”, „Symptoms”, „The Healers”, „Code Of Hammurabi”) wydają mi się ponad potrzebę rozbudowane kolejnymi powtórzeniami. Pewnym zbawieniem dla płyty byłby zewnętrzny producent z odpowiednio mocnym autorytetem, który jasno zasugerowałby zespołowi dokonanie stosownych cięć; Peterson i Billy poskładali wszystko według własnego uznania i w efekcie mamy prawie godzinę muzyki. Druga denerwująca mnie kwestia to nagromadzenie strasznego pierdololo w niektórych tekstach, co w ogóle nie pasuje do tak dojrzałego zespołu.
W recenzji bardziej jojczyłem niż cokolwiek chwaliłem, tymczasem Titans Of Creation to całkiem przyjemny, doskonale zagrany (bo tego zakwestionować się nie da) i cacanie brzmiący album, który ma swoje momenty i tak ogólnie zaskakująco gładko wchodzi. A jak długo utrzymuje się w pamięci? Cóż, to już zależy od waszych oczekiwań względem zespołu. Ja ciągle liczę, że Testament wyciśnie z siebie więcej.
ocena: 7/10
demo
oficjalna strona: www.testamentlegions.com
inne płyty tego wykonawcy: