Aberrant trąci amatorką i brakiem konkretnych funduszy, ale nic nie szkodzi, bo gdy się dobrze wsłuchać (najlepiej z pomocą słuchawek), to Amerykanie mają do zaoferowania kawał zupełnie przyzwoitego gania. I to nawet szczątkowo oryginalnego, bowiem muzycy nie bawią się w rozgniewanych chłopców-hardcore’owców ani też nie tłuką typowego amerykańskiego ultra brutalnego death-grindu. Senseless Dementia obrali sobie za styl dość archaiczny europejski death metal skłaniający się ku szwedzkiej odnodze gatunku, z charakterystycznie rzężącymi gitarami. Zalatuje od nich klasykami w typie starego Necrophobic czy Dismember, więc nie jest źle. Do tego, dla większej pikanterii, dołożyli trochę wpływów blacku i thrash’u. Panowie tłuką bez fajerwerków, zabójczego tempa czy niesamowitej brutalności – ot, tak zwyczajnie, naturalnie i chyba na dużym luzie. Podobnie lajtowo się tego słucha; bez trudu można nimi nadążyć, a długość albumu (równe 30 minut, wliczając intro, outro i krótkie interludium) wyklucza zaśnięcie w połowie. Na uwagę w tej muzyce zasługują przede wszystkim dobre acz trochę niewyraźne (stąd początkowa gadka o słuchawkach) partie gitar z dużą ilością fajnie piłujących melodyjnych riffów – takie proste, oklepane patenty, a ciągle potrafią ucieszyć. Mimo produkcyjnych niedostatków — a może i również dzięki nim — kawałki (a zwłaszcza „Pathogenic Ascendancy”, „Flesh Alignment” i „Aberrant”) posiadają dość wewnętrznego uroku i szybko wpadają w ucho, a cały materiał przelatuje jak z bicza strzelił. Tyle mi wystarcza i więcej od Aberrant wymagać nie zamierzam. Jest git!
ocena: 7/10
demo