To się powoli staje nudne… Gdy tylko dobiegła do mnie informacja, że Kanibale mają zamiar nagrać ten krążek w Audiohammer, to — mając w pamięci, jak na tym wychodzili ich starzy koledzy z Deicide — zacząłem sobie układać w głowie plan, jak to trzeba będzie ich zjebać za taką decyzję i nieprzystające do stażu mizerne rezultaty. A tu niespodzianka, cały plan wylądował w koszu, bo się kurna wybronili. Brzmienie zmajstrowane w tym przybytku naprawdę (albo o zgrozo) daje radę, choć i tak jestem przekonany, że z Rutanem osiągnęliby więcej. Tak czy srak, wbrew wcześniejszym przypuszczeniom wszelkie minusy A Skeletal Domain skupiły się wokół, niby to niewiele znaczącej, oprawy graficznej, a przede wszystkim okładki, która jest co najmniej koszmarna. Za cholerę nie jestem w stanie pojąć, dlaczego się na nią zdecydowano – to największa kupa (kolorystyka wymusza takie skojarzenia), jaką kiedykolwiek mieli na froncie. Na tym elemencie moje krytyczne uwagi się kończą, bo choćbym się uparł, do nowej muzyki Kanibali przyczepić się nie potrafię. Zespół ponownie w pełni zasłużył na peany i litanie pochwalne, jednak tym razem nie za rozbrajającą wtórność, jak w przypadku „Torture”, a za świeżość, która niejednokrotnie ociera się o nowatorstwo, naturalnie w granicach rozsądku i kanibalistycznego stylu. Poprzednio Cannibal Corpse jechali na rajcownie poskładanych starych patentach, teraz co i rusz zaskakują (wyłącznie pozytywnie!) czymś, czego w ich twórczości nie było. I naprawdę gęba się co chwilę cieszy, że weterani jeszcze potrafią wykrzesać z siebie tyle nietuzinkowych i nietypowych zagrywek, dzięki którym ten doskonale wszystkim znany zespół brzmi momentami zupełnie do siebie niepodobnie (vide początek płyty – toż to niemal Hate Eternal), a już na pewno nie tak typowo, jak przez kilka-kilknaście ostatnich lat. Żeby jednak nie było wątpliwości – to wciąż w pełni rozpoznawalny Cannibal Corpse z niezniszczalnym wokalem Corpsegrindera, a nie jakieś nowomodne popłuczyny w typie Rings Of Saturn. Nieee, nasi milusińscy nie muszą się uganiać za trendami, oni fachowo zabijają za pomocą konkretnych death’owych perełek, takich jak „Kill Or Become”, „Icepick Lobotomy”, „High Velocity Impact Spatter” czy „The Murderer’s Pact”, które już niedługo zapewne staną się koncertowymi klasykami. Fani zespołu nie będą A Skeletal Domain rozczarowani, co najwyżej mogą się kilka razy zdziwić, ale to im tylko wyjdzie na zdrowie, tak jak Kanibalom na zdrowie wyszło sprokurowanie bardzo urozmaiconego materiału. Ja tym albumem zostałem zmieciony, toteż nie mam wątpliwości, który z amerykańskich klasyków trzyma najwyższą i najrówniejszą formę.
ocena: 9/10
demo
oficjalna strona: www.cannibalcorpse.net
inne płyty tego wykonawcy:
dobrze gada - polać mu wódki!
OdpowiedzUsuń