Amerykanie z The Beast Of Nod swoim debiutem sprzed trzech lat narobili w pewnych kręgach sporego zamieszania, choć tak naprawdę nie wybiegali zbytnio ponad to, co z powodzeniem robią kapele z The Artisan Era, a wyróżniać ich mógł co najwyżej rozbudowany koncept sci-fi w tekstach. Minęło trochę czasu, zespół baaardzo wyraźnie rozwinął się technicznie i kompozytorsko i dlatego Multiversal początkowo może… odpychać. Jestem w stanie to zrozumieć i myślę, że wcale nie jest to powód do wstydu, więc jeśli dla kogoś synonimem „na bogato” jest zestaw powiększony w maku, to może sobie bez żalu odpuścić ten krążek.
Na „Vampira: Disciple Of Chaos” The Beast Of Nod zaproponowali muzykę na wysokim poziomie, ale w stosunkowo powszechnej stylistyce – coś, co podłapywało się raczej z marszu, bo wyglądało i brzmiało znajomo; natomiast w przypadku Multiversal nie ma już tak lekko – na tej płycie wykonali krok ku oryginalności. Zespół zagęścił i rozbudował struktury utworów znacznie ponad średnią gatunkową (szczególnie pilnując się, żeby nie powracać do już raz wykorzystanych motywów), ponadto wprowadził do nich masę nowych elementów, podkręcił tempo (co nie było specjalnie trudne – za perkusją usiadł Marco Pitruzzella) i dopakował całość szalonymi popisami solowymi.
Wszystko śmiga, pizga i robi masę zamętu. Innymi słowy na Multiversal dzieje się dużo, bardzo dużo, a momentami chyba nawet za dużo, więc materiał może niekiedy przytłaczać. Muzyka The Beast Of Nod jest zajebiście urozmaicona, wręcz przeładowana rozmaitymi frazami, które przenikają się na kilku płaszczyznach, a co za tym idzie – bywa mało komunikatywna. Czegoś takiego nie słucha się w celach rekreacyjnych. Przedarcie się przez kolejne warstwy i wyrobienie sobie lepszego oglądu całości wymaga trochę czasu, a nie każdy będzie w stanie poświęcić płycie aż tyle uwagi i cierpliwości (zwłaszcza, że trwa 50 minut), więc haczyki w postaci solówek Joe Satrianiego czy Michaela Angelo Batio (postarali się, trzeba im to przyznać) mogą być za małą zachętą nawet dla wielbicieli trzepanki.
Muzycy The Beast Of Nod stworzyli kawał ambitnej i dość nieprzystępnej (świadomie lub nie – trudno zgadnąć) jazdy, która powinna zapewnić co bardziej wytrwałym odbiorcom sporo okazji do rozkminy, a później – do estetycznych uniesień. Mniej wkręceni fani pewnie po pierwszej minucie „Flight Of The Quetzalcoatlus” zatęsknią za wolniejszym i mniej pojebanym graniem z debiutu.
ocena: 7,5/10
demo
oficjalna strona: thebeastofnod.com