Od momentu wydania poprzedniego krążka w obozie Pestilence doszło do kilku, w tym także wirtualnych, zmian personalnych, w wyniku których do nagrań Obsideo przystąpiono z całkowicie odnowioną sekcją rytmiczną. Chociaż obecnego składu absolutnie nie należy traktować jako tego ostatecznego, nie miałbym nic przeciwko, gdyby dewastujący perkusję Dave Haley z Psycroptic zasilił zespół na dłużej. Powód jest prosty – w dużej mierze właśnie dzięki jego harcom za zestawem Zaraza stworzyła swój najlepszy album od chwili powrotu na scenę. Materiał, w dużym uproszczeniu, stanowi synergię co ciekawszych (a przy tym charakterystycznych) patentów z „Resurrection Macabre” i „Doctrine” z wyraźnym dodatkiem znanych ze „Spheres” kosmicznych odjazdów. Ujmując rzecz skrótowo, muzyka jest: wściekła, brutalna, cholernie ciężka, intensywna, pokręcona i zaaajebiście dynamiczna. Zdecydowanie odrzucono podział na jednoznacznie określone kawałki – na Obsideo wszystkie składniki stylu Pestilence zostały porządnie wymieszane dla uzyskania mocniejszych, a niekiedy nawet zaskakujących kontrastów, a całość zyskała jeszcze większego kopa. Fanów talentów obu Patricków, oprócz masywnych riffów, ucieszą liczne popieprzone i bardzo dalekie od death metalowych kanonów solówki – obowiązkowo dwie w każdym utworze. Kolejnym wartym odnotowania plusem jest powrót Mameliego do niższych, bardziej klasycznych wokali (jedynie z okazjonalnymi wrzaskami) oraz ograniczenie ciągłego „skandowania” tytułów, który to zabieg w ogóle nie wpłynął negatywnie na chwytliwość albumu. Ponadto warto się pozachwycać wyczynami Dave’a Haley’a, który nieprzypadkowo jest uważany za jednego z najlepszych perkmanów na świecie. Odwalił kawał rewelacyjnej roboty, grając przy okazji zupełnie inaczej niż w Psycroptic. W jego partiach jest masa techniki, swobody i wyobraźni, ale nie ma ani grama przesady. Chylę czoła, lepiej się tego zrobić nie dało! Towarzyszący mu w masakrowaniu rytmu Georg Maier na pewno nie odcisnął na Obsideo swojej muzycznej osobowości w takim stopniu jak zrobiłby to Jeroen Paul Thesseling czy Tony Choy, ale spisał się naprawdę dobrze i praca jego basu jest łatwa do uchwycenia. Niemały wpływ na tak pozytywny odbiór płyty ma również jej brzmienie, bo w studiach, w których powstawała (niemieckie Spacelab i angielskie Turan Audio), dokonano małego cudu – przy tak nisko mordujących gitarach nie zatracono ani selektywności ani dynamiki muzyki. Stopień dopracowania albumu budzi podziw, a kawałków takich jak „Obsideo”, „Distress”, „Saturation”, „Transition” i „Necro Morph” można słuchać do wyrzygania. To dlatego — inaczej niż w przypadku dwóch poprzednich krążków — nad oceną nie musiałem się zastanawiać.
ocena: 9/10
demo
oficjalna strona: www.pestilence.nl
inne płyty tego wykonawcy:
materiał ciężki że siwy chuj:D i nie ma tych wkurzających wokali jak na Doctrine. Zajebiaszcza płyta:)
OdpowiedzUsuń