22 grudnia 2024

Vomit The Soul – Massive Incineration [2024]

Vomit The Soul - Massive Incineration recenzja reviewDo nagrań czwartego krążka muzycy Vomit The Soul przystępowali w poważnie odmienionym (a zarazem wzmocnionym) składzie, stąd też po następcy „Cold” obiecywałem sobie wiele, naprawdę wiele, choć na pewno nie nastawiałem się na coś nowatorskiego. Naiwnością byłoby oczekiwać od zespołu o ustalonej renomie, że w ciągu zaledwie trzech lat przewartościuje swój styl i zerwie z tym, co robił od dawna. To jednak wcale nie oznacza, że Massive Incineration jest przewidywalny od A do Z i w żadnym stopniu nie zaskakuje. Nic z tych rzeczy!

Niedługo po wydaniu bardzo cacanego „Cold” w kapeli doszło do ciekawych przetasowań: basman przeszedł na pozycję drugiego gitarniaka (bo w obsłudze tego instrumentu ma większe doświadczenie, choćby z Bloodtruth), w jego miejsce pojawił się nowy osobnik (z nieodległego stylistycznie Posthuman Abomination), natomiast za garami zasiadł jeden z moich perkusyjnych ulubieńców, Davide Billia. Wydawać by się mogło, że tak dobrana ekipa, z tak potężnym potencjałem sprokuruje wyjątkowo ekstremalny materiał – absurdalnie szybki i szalenie pokręcony. A tu (największa) niespodzianka.

Massive Incineration jest przystępniejszy i bardziej bezpośredni od poprzednika, oparty na dość przejrzystych riffach (w tym wielu zajebiście masywnych) oraz utrzymany gównie w umiarkowanych (jak na brutalny death metal) tempach. Oczywiście Vomit The Soul napierają gęsto jak diabli, ale jednak przy użyciu łatwiejszych do ogarnięcia środków i chyba na większym lajcie. Często odwołują się przy tym do klasyki ekstremalnego łojenia (zwłaszcza Dying Fetus i Suffocation), co sprawia, że całość (a już zwłaszcza „Repulsive Shores Into Oblivion”, „Endless Dark Solstice”, „Beg For Mercy” i ponownie nagrany „Third” z debiutu) sprawia wrażenie — uwaga, druga niespodzianka! — ponadnormatywnie chwytliwej. No i wchodzi gładko.

Brzmienie Massive Incineration jest rezultatem połączonych wysiłków Mk2 Recording (nagrania i mix) oraz studia Hertz (mastering) i w wyraźny sposób nawiązuje do „Apostles Of Inexpression”, co oznacza, że znowu dźwięk jest ciężki, tłusty, nasycony i głęboki. Niestety odbyło się to kosztem czytelności basu, który na „Cold” był znacznie lepiej słyszalny, a i jego wpływ na muzykę był chyba większy. Jak by nie było, to tylko detal, który nie rzutuje na ocenę, bo ogólnie produkcja płyty trzyma naprawdę wysoki poziom i nie przynosi wstydu osobom w nią zaangażowanym.

Vomit The Soul nie zawodzi, co jest o tyle istotne, że zespół nie ogranicza się do klepania w kółko tego samego. Może i różnice między kolejnymi płytami Włochów nie są kolosalne, ale mimo wszystko trudno je z sobą pomylić. Co najważniejsze – z materiałem klasy Massive Incineration trzeba się liczyć.


ocena: 8/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/vomitthesoulbrutal

inne płyty tego wykonawcy:


Udostępnij:

15 grudnia 2024

Adversarial – Solitude With The Eternal… [2024]

Adversarial - Solitude With The Eternal… recenzja reviewZadziwiająco długo kazali nam czekać na swój trzeci album kanadyjscy nihiliści z Adversarial. Z każdym kolejnym rokiem apetyt na nową muzykę oraz oczekiwania z nią związane rosły, a po dziewięciu latach zrobiły się wręcz niebezpiecznie wysokie. Od początku było wiadomo, że pobić „Death, Endless Nothing And The Black Knife Of Nihilism” będzie im zajebiście trudno, że naprawdę muszą spiąć dupska i dać z siebie wszystko. No i cóż, albo zwieracze już im nie domagają i gdzieniegdzie pojawiają się luzy, albo w tej chwili stać ich tylko na tyle. Tak, Solitude With The Eternal… nie ma startu do poprzednika, choć na pewno nie jest też słabym krążkiem.

Adversarial postawili przede wszystkim na ogień, wyziew i napierdalanie wpadające momentami w brutal death, jednym słowem: intensywność, choć — co trzeba podkreślić — podaną w zaskakująco uporządkowany sposób i ramach dość klarownych struktur. Mimo niemal nieustannej sieczki materiał nie jest jednak aż tak radykalny, jak się tego spodziewałem, bo brakuje mu dzikości, szaleństwa i pierwiastka chaosu, którymi charakteryzowały się poprzednie wydawnictwa. To raz, a dwa jest takie, że Solitude With The Eternal… jest od nich bardziej jednowymiarowy i w rezultacie niektóre utwory zamiast siać spustoszenie pod czaszką, po prostu przelatują, nie pozostawiając po sobie wyraźnego śladu.

Nigdy nie wymagałem od tego zespołu nieszablonowych rozwiązań czy naleciałości z kosmosu, bo zupełnie nie o to chodzi w takim graniu, aaale odrobina urozmaiceń tu i ówdzie, jakieś kontrasty albo okazjonalne wyjście poza schemat zawsze są mile widziane. Na Solitude With The Eternal… muzycy Adversarial pod tym względem nie rozpieszczają słuchaczy, bo do zaoferowania mają jedynie hmm… 40 sekund „nica” (bo nie można tego nawet nazwać ambientem) na początku „Witness To The Eternal Ligh” oraz podlatujące Immolation/Incantation nudnawe zwolnienia w „Crushed Into The Kingdom Of Darknes”. W tym drugim przypadku Kanadyjczycy brzmią raczej jakby brakowało im pary, niż chcieli kogokolwiek zabić ciężarem. Trochę to dziwne, bo wcześniej takich problemów z kreatywnością/wykonaniem nie mieli.

Zdaję sobie sprawę, że zrzędzę niewspółmiernie do poziomu Solitude With The Eternal…, a przez to zamazuję rzeczywisty obraz tej płyty, ale zwyczajnie liczyłem na coś więcej, na coś lepiej, a może i nawet na coś spektakularnego. Pierwszymi płytami Adversarial udowodnili, że ich na to stać, więc głupio im teraz obniżać poprzeczkę. Nie znaczy to jednak, że zespół nagle zapomniał, jak się pisze zapadające w pamięć i konkretnie kopiące po dupie numery. „Fanes At The Engur” czy „Endless Maze Of Blackest Dominion” mają naprawdę spory potencjał i mogą się podobać, chociaż odrobinę odbiegają od tego, co Kanadyjczycy robili przed laty.

Dobra to płyta, taka treściwa i ekstremalna, ale nie wydaje mi się, żeby koniecznie trzeba było o niej mówić z pozycji kolan. Za mało tu uniesień natury jakiejkolwiek.


ocena: 7/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/AdversarialOfficial
Udostępnij:

12 grudnia 2024

Rudra – Eight Mahavidyas [2022]

Rudra - Eight Mahavidyas recenzja reviewZnamy zespoły antychrześcijańskie, znamy zespoły pro-chrześcijańskie. Niektórzy, jak Orphaned Land zrobili karierę na byciu zgodnym z teorią spiskową o jednej religii, łączącej abrahamowe wierzenia w jedno wielkie gówno. A co ma do powiedzenia hinduizm?

Rudra reprezentuje styl, który nazwała Vedic Metal, czyli opowieści indyjskiej treści (mimo pochodzenia z Singapuru – miasta jak Kraków, tylko z większą ilością psychopatów). Płyta ma koncept – osiem numerów o ośmiu mędrczyniach, które zakasowały władców świata tego, niewielkiego. Wszystko wytłumaczone pięknie w książeczce, można się bawić i uczyć w ramach słuchania metalu.

Tak więc po wyłączeniu Manu Chao puściłem Rudra i powiem po pierwsze, że przypinanie im łatki Black Metalu uważam za chore. Pomijając anty-okultyzm grupy, nie powinno nazywać się czegoś Black Metalem, tylko dlatego, że się dźwięki lekko pobrudziły i niedoprały. Jest to po prostu szorstki, Orientalny Death i tyle mojego bulwersu.

Po drugie, Rudra reprezentuje tzw. trudny styl do polubienia za pierwszym odsłuchem, a który może wręcz zmęczyć. Przypomina mi to coś, co robił Nile, ale bez dominacji szybkiej perkusji, i zdecydowanie grzeczniej. Jest to powolne granie, nastawione na medytacyjność, powtórzenia pewnych fraz i motywów, niemalże w sposób modlitewny. Może stąd wzięła się nazwa gatunku, bo trochę jakby była przeznaczona dla joginów. Utwory się jednak dobrze noszą, mimo długości (średnio po 7 minut). Ale też ciężko wskazać coś ponadprzeciętnego (no może „Renunciation Is Futile” jest bardziej piosenkowy od innych), bo każdy numer ma jakiś pomysł, mniej lub bardziej kreatywny.

Podobało mi się to ogólnie, ale w dużej mierze ze względu na egzotykę. Gdyby to był album o Egipcie, to pewnie bym nie był aż tak miły. Nie jest to album równie wyjątkowy, co początki tego zespołu – większość zespołów ekstremalnych „szczytuje” na pierwszych trzech płytach, ale to wciąż jest jak najbardziej godny reprezentant swojego regionu. Singapur ma wiele ważnych zespołów, ale żaden nie wydał tak wiele płyt co Rudra. I dlatego można sprawdzić z ciekawości. Ja natomiast zastanowię się nad stworzeniem religii piwoszy i miłośników kabanosów w musztardzie miodowej.


ocena: 8/10
mutant
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/RudraBand
Udostępnij:

6 grudnia 2024

Blood Incantation – Absolute Elsewhere [2024]

Blood Incantation - Absolute Elsewhere  recenzja reviewTalent? Szczęście? Negro-syjonistyczny spisek? Co by to nie było, coś musiało być na rzeczy, bo droga Blood Incantation — którzy przecież nie zrewolucjonizowali ani nie wymyślili death metalu na nowo — do czołówki gatunku była wyjątkowo krótka i jak się zdaje bezproblemowa. Z dnia na dzień Amerykanie stali się zespołem, „o którym się mówi”, każde kolejne ich wydawnictwo przyjmowano przy wtórze ochów i achów, zaś na fali ich popularności pojawiła się cała masa kapel chcących grać podobnie. Tak, to jest, kurwa, sukces, w dodatku w pełni zasłużony.

Niestety z sukcesem tak to już bywa, że niektórym od jego nadmiaru odbija palma, tracą kontakt z rzeczywistością i zaczynają robić głupoty. W przypadku Blood Incantation taką głupotą było ambientowe hmm… coś o tytule „Timewave Zero”. Niby to niewarta uwagi bzdura, niby to nieszkodliwa – a owszem, gdyyyby tylko została odpowiednio potraktowana. Tymczasem zatrważająco duża część odbiorców obwołała to coś objawieniem i przejawem geniuszu Amerykanów i w ten sposób zamiast solidną zjebą postawić zespół do pionu, utwierdziła go w poczuciu własnej zajebistości i wszechstronności oraz zachęciła do dalszych eksperymentów. Efekty słychać na Absolute Elsewhere.

Trzecia płyta Blood Incantation jest materiałem niesamowicie ambitnym, progresywnym i nieprzewidywalnym, czerpiącym z różnych stylów i gatunków, a przy tym zapewniającym niespotykane doznania estetyczne… bla, bla, bla… literki. Absolute Elsewhere ma do zaoferowania przyzwoitą (procentowo) dawkę znakomitego death metalu, cała reszta to tak naprawdę pomyłka. Amerykanie władowali w ten krążek wszystko, co tylko przyszło im do głów – od zakręconych, przepełnionych blastami partii, przez rock progresywny i ambient, po wręcz folkowe pitu-pitu. Tu zaleci Nocturnus, tam Opeth, a jeszcze gdzie indziej Mastodon, Akercocke czy rzężąca resztką sił lodówka. Mają rozmach skurwisyny, że zacytuję klasyka.

Na co komu jednak rozmach, kiedy całość zwyczajnie rozłazi się w szwach, ba!, w ogóle nie jest pozszywana. Konstrukcja Absolute Elsewhere — jeśli o jakiejś przemyślanej konstrukcji można tutaj mówić — jest straszliwie naciągana/przekombinowana, o wewnętrznej spójności (czy to „dużych” utworów, czy tylko ich części) należy zapomnieć, o płynnych/logicznych przejściach między kolejnymi fragmentami również. Albo jest jeszcze za wcześnie na tak szeroko zakrojony eklektyzm, albo Blood Incantation po prostu się do tego nie nadają – ja obstawiam opcję numer dwa, bo przez te wszystkie hmm… urozmaicenia najciekawsze i najbardziej wartościowe motywy nie dostają dość czasu, żeby się należycie rozkręcić, są urywane i zastępowane gorszymi, niedeathmetalowej proweniencji.

Jednakowoż właśnie za deathmetalową stronę Absolute Elsewhere należą się muzykom Blood Incantation szczere pochwały, bo chociaż nie robią niczego odkrywczego — a przez nadmiar hype’u tak może im się wydawać — to jest w tym moc, precyzja, świeżość i sporo kapitalnych pomysłów. Zespół wyraźnie poprawił brzmienie (można uznać, że wycieczka do Niemiec się opłaciła), zadbał o czytelniejsze wokale (ale wprowadził też czyste zaśpiewy) i nawet odrobinę zyskał na brutalności, dzięki czemu ta pokręcona sieczka wchodzi naprawdę dobrze. Gdyby Amerykanie ograniczyli się wyłącznie do tak pojmowanego death metalu, pewnie mógłbym się zastanawiać, czy to przypadkiem nie jest ich najlepsza płyta. Niestety, elementów rozpieprzających album od środka, miałkich i niczym nieuzasadnionych, jest zbyt dużo, żeby przejść nad nimi do porządku dziennego.

Czy tak ma wyglądać kraut death metal? Jeśli tak, to ja raczej podziękuję i wrócę do bardziej składnych dźwięków, przy których nie muszę się co chwilę łapać za głowę.


ocena: 7/10
demo
oficjalny profil Facebook: facebook.com/BloodIncantationOfficial

inne płyty tego wykonawcy:


Udostępnij: