Ostatni album niedoścignionych magików z Wolf Spider ujrzał świat kilka miesięcy później niż rewelacyjny „Drifting In The Sullen Sea”. Słychać to bardzo wyraźnie, że krążek należy do okresu schyłkowego w działalności zespołu, słychać też doskonale, że co lepsze kawałki zapodano na — wspomnianym powyżej — poprzednim albumie. Tak sobie jednak myślę, że jeśli tak mają brzmieć „odpadki”, to życzę wszystkim dzisiejszym kapelom takich singli. I mówię to poważnie. Sama muzyka nie zmieniła się wiele w stosunku do „Drifting In The Sullen Sea”, stała się — że użyję takiego niemuzycznego określenia — bardziej kwaśna. Nadal jest jednak solidnie umocowana w typowo thrashowych klimatach, tym razem nieco bardziej siermiężnych i grubo ciosanych i nadal jest konkretnie popieprzona technicznie. Zastanawiam się, ile dzisiejszych kapel byłoby w stanie zagrać coś podobnie kompleksowego, nie mówiąc już o skomponowaniu i w sumie wychodzi mi, że niewiele – choć to i tak bardzo eufemistyczne określenie. Niebanalne riffy, wirtuozerskie solówki, przyjemnie plumkający i bardzo selektywny bas oraz na poły dzika i punkowa, na poły techniczna perkusja – tak właśnie brzmią Barwy Zła. Żeby nie być gołosłownym powołam się tylko na „Homeless Children” oraz „Down the Drain”. Zaledwie dwa kawałki, ale wystarczy, żeby zobrazować o czym mówię. Wspomniana kwaśność krążka jest wynikiem barwy i ekspresji wokaliz, które — moim zdaniem — zniżkowały w porównaniu z „Drifting In The Sullen Sea”. Jest to jednak chyba jedyny mankament natury, nazwijmy ją, technicznej, do pozostałych elementów nie można mieć najmniejszych zastrzeżeń. Natomiast główny zarzut w stronę płyty sformułowałem na początku, więc nie będę się powtarzał. Na podsumowanie nie pozostaje mi powiedzieć nic innego jak tylko, iż to wielka szkoda, że kapela nie wytrzymała starcia z komercją. Bowiem nawet album niższych lotów, odczuwalnie słabszy, oscyluje w granicach nieosiągalności znakomitej większości kapel.
ocena: 8/10
deaf
oficjalna strona: www.wolfspider.pl
inne płyty tego wykonawcy:
Wypadałoby napisać tę recenzję jeszcze raz, ponieważ jest tu cała masa nieścisłości mówiąc bardzo delikatnie. Po pierwsze nie jest to ostatni album Pająków tylko ich druga płyta z 1988 roku (Barwy zła), pierwotnie nagrana w wersji polskojęzycznej, która była tzw. "półkownikiem", czyli przeleżała sobie w archiwum ładnych parę lat. A w 1991 ktoś w Metal Mind wpadł na pomysł wydania tego w wersji z angielskimi wokalami i wyszło to co wyszło. Nawiasem mówiąc, polska wersja jest o niebo lepsza ze względu na ciekawe teksty. Jeżeli weźmiemy taką chronologię pod uwagę, wychodzi nam zupełnie inna w odbiorze płyta, nie jakieś tam odpadki po "Drifting...". Szczególnie w utworze "Sex Maniax" słychać już zalążek stylu który doskonale znamy z "Kingdom..." i "Drifting...".
OdpowiedzUsuńRozumiem młody wiek autora, ale to nie powinno tłumaczyć takich elementarnych błędów jak nieprzygotowanie do tematu :)
Pozdrawiam serdecznie.