Dobry sequel, to taki, gdzie zespół wykorzystuje swoje nabyte doświadczenie, myśli nad tym co wyszło im dobrze, a co źle, robi drobne korekty i zwiększa swój budżet, aby zaprezentować swoją wizję w pełnej krasie. Nie Hateplow. Ci panowie stwierdzili, że tym razem uwydatnią mocniej wpływy Grindcore’u i przyśpieszą tempo.
Przed Kyle Simonsem wciąż czekały 2 lata, zanim w końcu zagrowlował na płycie Malevolent Creation. Na perkusji zagrał tym razem ze wszech miar utalentowany Dave Culross, a na basie Doug Humlack (z Hibernus Mortus). Reszta, czyli Barrett + Fasciana bez zmian i wciąż na poziomie.
Spotykamy się ze zdecydowanie większą siłą rażenia, bez udziwnień i dodatków. Od początku do końca dostarczany jest Deathgrind wysokiej klasy. Ponownie jak poprzednio, płyta zaczyna pokazywać swój charakter gdzieś od połowy, czyli 6 tracku. Na wyróżnienie zasługuje najdłuższa piosenka na płycie, „Incarcerated” (4 minuty), z wyrazistym momentem przewodnim i słodziutkim basowym intrem. Większość płyty jest jednak wypełniona krótszymi i prostszymi ciosami.
Na specjalną uwagę zasługują też bardzo dobrze napisane liryki, z moim faworytem „Should I Care?” na czele (polecam przeczytać). Mniej uwagi jest tym razem poświęcone perwersjom, a więcej szarej codzienności i wyalienowaniu. Mało który zespół potrafił tak trafnie dobrać słowa i streścić dosadnie bolączki współczesnego świata pełnego egoizmu i hipokryzji.
Całościowo album jest krótki, bo niecałe 35 minut, czyli w sam raz, żeby nasycić, a jednocześnie nie przedobrzyć. Ogólnie oceniam ten twór ciutek niżej niż debiut Hateplow, ale to wciąż jest muzyka godna uwagi i warto poświęcić troszkę więcej czasu, aby należycie docenić kompozycje.
CIEKAWOSTKA:ocena: 8/10
- Przy wykonywaniu „Fuck the Millenium” na koncertach zespół używał efektu, który zniekształcał lekko głos na bardziej komputerowy i metaliczny.
mutant
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/pages/Hateplow/148381971849699
inne płyty tego wykonawcy: