Xysma to bez wątpienia największa legenda fińskiej sceny; największa, choć stosunkowo szybko zapomniana. Albo skutecznie wyparta z pamięci, bo i taka opcja również wchodzi w grę. Zaczynali w 1988 roku jako gore-grindowy potwór mocno zafascynowany Carcass, ale tego stylu nie trzymali się nazbyt kurczowo, bo już po jednej demówce i epce „Above The Mind Of Morbidity” naszło ich na zmiany. Na wydanym w 1990 roku materiale „Fata Morgana” Finowie nieco złagodzili brzmienie, a do muzyki wprowadzili garść nieoczywistych, a przy tym nieortodoksyjnych rozwiązań – coś, co mogło dać do myślenia odbiorcom, ale nie musiało.
Jak się szybko okazało na debiutanckim Yeah, ambicje zespołu sięgały dalej, o wieeele dalej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. W tamtym czasie (grindujący) death metal wciąż był czymś nowym i świeżym, ale kolesiom z Xysma to nie wystarczało i dlatego już w pierwszym kawałku zdradzili go jakieś 17 razy – wystarczająco, żeby zacząć się zastanawiać, o co im, kurwa, chodzi. W kolejnych utworach Finowie nie szczędzą odjechanych pomysłów, więc ogarnięcie całości wymaga otwartości, wyrozumiałości albo samozaparcia. Szybkie deathmetalowe blasty, bujające po sabbsowemu riffy, plamy klawiszy w najmniej oczywistych miejscach, nietypowe rytmy, popieprzone melodie, balladowe akustyki, bełkotliwo-bulgoczące wokale – na Yeah jest wszystko. Wszystko, co później pojawi się w twórczości mnóstwa innych, zwykle odmiennych stylistycznie kapel – od Amorphis po Dead Infection.
Spójność nie jest najmocniejszą stroną tego materiału, tym bardziej, że w przedziwnych konfiguracjach mieszają się tu elementy odpychające i intrygujące zarazem. Ta muzyka nie jest łatwa w odbiorze, momentami nie jest nawet przyjemna, ale specyficznej oryginalności nie sposób jej odmówić. Czy to kwestia wizjonerstwa czy przypadku – nie wiem, ale faktem jest, że Xysma na Yeah wymyśliła knajpiany death 'n' roll, który tak chętnie (i szybko) podchwyciły prawie wszystkie współczesne im fińskie kapele. A później twórcami tego stylu ogłoszono Entombed. Swoją drogą łącznikiem ze szwedzką sceną jest brzmienie wypracowane w Sunlight (oczywiście z Tomasem Skogsbergiem), które wprawdzie umiarkowanie pasuje do muzyki, ale po tylu latach trudno wyobrazić sobie lepsze.
Na Yeah ewolucja Xysma się (niestety?) nie zakończyła i z czasem zespół stał się jeszcze dziwniejszy i ciężkostrawny, choć paradoksalnie grał coraz łagodniejszą muzykę. Takie oblicze Finów też ma swoich fanów, dla mnie to już jednak zbyt wiele.
ocena: 7,5/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/Xysma/
podobne płyty:
- CARBONIZED – For The Security
- DISHARMONIC ORCHESTRA – Expositionsprophylaxe