Ktoś, gdzieś w kosmosie, wymyślił ongiś prostą zasadę, że od najlepszych należy wymagać więcej. To z jej powodu chłopaki z Calm Hatchery mieli przejebane zanim nawet zabrali się za komponowanie nowych songów, a przypuszczam że w momencie nagrań presja ostro dawała im się we znaki. Trzeba otwarcie przyznać, że mimo tych niesprzyjających warunków, zespół wyszedł z tej próby zwycięsko. Ponadto dwie kwestie w związku z Fading Reliefs są dla mnie pewne. Po pierwsze – Calm Hatchery na tyle umocnili swoją pozycję na rodzimej death’owej scenie, że promotorzy powinni zabiegać o ich względy. Po drugie – nowa płyta raczej nie zaszokuje/zaskoczy fanów zaznajomionych z poprzednimi wydawnictwami kapeli, bo nie ma tu aż tak wielkiego skoku jakościowego, jakiego byliśmy świadkami między „El-Alamein” a „Sacrilege Of Humanity”. O ile na popularności zespół będzie (a przynajmniej taką mam nadzieję) systematycznie zyskiwał, to z rozwojem może być już pewien problem. Cztery lata temu Calm Hatchery wskoczyli na taki poziom zajebistości, że coraz trudniej będzie im w ramach swojego stylu coś poprawiać. Tu z kolei pojawia się niebezpieczeństwo udoskonalania czegoś na siłę tudzież wprowadzania dziwacznych eksperymentów, które mogą się okazać zgubne w skutkach. Póki co, na Fading Reliefs niepotrzebnych szaleństw nie ma, jest natomiast kilka nowinek, które lepiej lub gorzej urozmaicają muzykę tej zacnej ekipy. Wcześniej wspomniałem i stylu. Calm Hatchery już się swojego dorobili. Oczywiście, nie jest najoryginalniejszy na świecie (pierwsze pół minuty „Sun Of God” strasznie zalatuje Behemothem…), ale rozpoznawalny już tak, na co największy wpływ mają charakterystycznie świszczące riffy, mistrzowskie solówki, mocny wokal Szczepana oraz brzmienie wypracowane w Hertzu. Te cechy już znamy i lubimy; poza nimi Fading Reliefs ma do zaoferowania słuchaczowi przynajmniej trzy elementy, które nie były przez zespół przesadnie (albo i wcale) eksploatowane w przeszłości. Zacznę od tego, co wyszło tak sobie, czyli przesadnie dopompowanego, bo aż 8-minutowego „The Eternal Cycle”. To nie tak, że numer jest słaby – bo nie jest; chodzi o pewne jego niezbyt porywające, a oparte na zwolnieniach i wyciszeniach części. Nic wielkiego z nich nie wynika, a do tego miejscami podlatują nudą. Trochę blado to wypada na tle dość intensywnej reszty albumu. Ale, ale! To w zasadzie jedyny poważniejszy mankament płyty, na dodatek taki, nad którym bez bólu można przejść do porządku dziennego. Zresztą, jest to o tyle łatwe, że pozostałe nowinki trzeba jednoznacznie zaliczyć na plus. Mnie najbardziej przekonują bardzo udane klimatyczne, a przy okazji lekko transowe partie w „Ilusory World” i przede wszystkim „In The Mids Of Nothingness”, który niezłym dołem zamyka podstawowy materiał. Fajnie wypadły także wersy zaśpiewane po polsku w „Bomben Über Warschau” – niby nic wielkiego, a zwiększają dramaturgię kawałka i dynamizują go. Jeszcze ciekawiej robi się w bonusie „Bomby Nad Warszawą”, bo — jak wskazuje tytuł — to ten sam numer (tego akurat nie popieram), tylko w całości po polsku – to powinien być koncertowy hit. Gdyby chłopaki pochodzili ze Szwecji, pitolili toporny power z klawiszowym plumkaniem i mieli na wokalu stałego bywalca Błękitnej Ostrygi, to najpewniej byli by bogami dla wszystkich metalowych rzeźników tłumnie nawiedzających owsiakowy łudstok i robili za atrakcję dożynek w co drugiej wsi. Mimo iż to pachnie łatwą kasiorą, takiej sławy Calm Hatchery nie życzę. Obecnie nie jest przecież źle – Fading Reliefs to album wzbudzający szacunek fanów prawdziwego death metalu.
ocena: 8/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/calmhatchery
inne płyty tego wykonawcy: