Gdybym miał zgadywać w którym roku ten album wyszedł, to wskazałbym klasyczną, pierwszą falę Death Metalu i postawiłbym ten majstersztyk obok takich oczywistych klasyków jak „Testimony of the Ancients”, „Retribution”, „Cause of Death, czy „Severed Survival”. Sęk w tym, że grupa się spóźniła prawie o dekadę ze swym dziełem, ale jak to się mówi, lepiej późno niż wcale. Zresztą, jeśli wierzyć oficjalnej biografii, to zespół istnieje od 1989 roku, mimo iż jest to zaledwie ich drugi album od początku istnienia.
I jak najbardziej słychać to w samej muzyce. Pessimist gra autentyczną wypadkową Death Metalu w takiej formie, jaki był między rokiem 1989 a 1991, jako pewien pomost między Morbid Angel a Suffocation. Zdecydowanie ostrzej od wielu ówczesnych grup, ale mimo łatki „Brutalny”, nie jest to zdecydowanie sieka.
Moja re-edycja (szpan musi być) ma zmienioną tracklistę i porównując obie wersje, nowa kolejność utworów zdecydowanie bardziej mi odpowiada, bo wydaje się być lepiej przemyślana. Uwaga: w dalszej części recki będę nadużywać słowa „bardzo”. Zrobię też coś, czego nie powinno się nigdy robić, mianowicie omówię płytę pokrótce, track po tracku. Rzadko jednak zdarza się okazja omawiać coś równie wartościowego i legendarnego, a co niekoniecznie ma aż tak duże uznanie jak standardy gatunku (choć powinno). Bardzo więc proszę o wybaczenie i wyrozumiałość. Bardzo dziękuję.
Całość rozpoczyna bardzo mądrze wybrany na start szybki i bardzo konkretny Death/Thrashowy „Mensa Rea” (który wcześniej był w środku płyty), przywodzący mi na myśl Vadera, po którym następuje równie mocny, ale już nieco stonowany „Century of Lies”. „Demonic Embrace” kończy pierwszą salwę rzezi, po której przychodzi czas na bardziej rozbudowane, ale oparte gdzieniegdzie na Groove tracki. Nie brakuje co prawda na nich blastów i zwrotów akcji, ale są takimi typowymi „środkowymi numerami”, a „Psychological Autopsy” bardzo wręcz przywodzi na myśl „Subordinate to Dominate” Pestilence.
Po tak bardzo intensywnym programie przychodzi czas na chwilę oddechu przy „Unborn (Father)”, po którym mamy jeszcze jeden szybszy numer, a na koniec dostajemy wyjątkowo specyficzny kawałek. „Wretched of the Earth”, bo to o nim mowa jest, chciałoby się rzec, Pop-Rockowy w swej naturze. Z innym wokalem to mógłby lecieć w komercyjnym radiu ze względu na bardzo spokojną melodię i delikatny, marzycielski klimat. Tym bardziej jestem więc pod wrażeniem, że brzmi to bardzo spójnie z resztą płyty i bynajmniej na razi słuchacza. Na sam koniec dostajemy przyzwoity cover Kreatora, który po raz kolejny sprawił, że zacząłem się zastanawiać nad tym, dlaczego Kreator nie jest wymieniany wśród ludzi jako współtwórca Death Metalu jednym tchem razem ze Slayer, Possessed, czy Death. A, jest jeszcze wersja demo pierwszego tracku.
Jeśli przetrwaliście moje wywody, to chyba nie pozostaje wam nic innego, tylko przesłuchać tego kultowego klasyka i sprawdzić, o co tyle hałasu.
ocena: 10/10
mutant
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/pessimist.cult
inne płyty tego wykonawcy:
0 comments:
Prześlij komentarz