23 lipca 2012

Demise – Torture Garden [2005]

Demise - Torture Garden recenzja reviewEpopei Pecha część trzecia… Oczywiście Demise nie był najbardziej niefartownym zespołem świata, sami też wielkiego ciśnienia na karierę nie mieli, ale ich przygody z oficjalnymi wydawcami można streścić krótko: z deszczu pod rynnę, spod rynny do ścieków. Torture Garden to ostatni, najdłuższy (równo 56 minut – jest na czym ucho zawiesić) materiał w zbyt krótkiej historii zespołu, a przy tym najbardziej zróżnicowany. Początek krążka to względnie szybka i całkiem brutalna (na pewno brutalniejsza niż w przeszłości) death metalowa jazda – wystarczy sprawdzić chociażby miażdżący „Revelation” (ten gęsty riff na początku!) albo okraszony wyjebaną w kosmos solówką znanego w pewnych kręgach Jamesa M. „Unjust”. „Ravaged” to też niezły przykład nieco zakręconej jazdy na najwyższym poziomie. Z czasem przychodzi pora na utwory wolniejsze i konkretnie melodyjne, co wcale nie oznacza, że gorsze. Trochę wyłamuje się z tej charakterystyki przedostatni, baaardzo przebojowy „Ecstasy And Rapture”, który ślamazarny z pewnością nie jest, a który najmocniej kojarzy mi się z poprzednią płytą. Jak więc widać, sprytne rozmieszczenie numerów tworzy wyraźny podział na dwie części: z death metalowymi torturami i ogrodem — też death metalowej — melodii. Zresztą, nie trzeba nawet na którąkolwiek z nich wskazywać, bo właściwie o wszystkich kawałkach można powiedzieć, że mają duży potencjał koncertowy – mogę o tym poświadczyć własnym (obolałym) karkiem. W stosunku do „God Insect” zmieniły się wokale – Przemek zmodyfikował skrzeczenie (dało to nieco niższy krzyk) i wprowadził melodyjne partie zaśpiewane (czy coś takiego) czystym głosem. Zaskakujące, nie powiem, ale wyszły bardzo spoko, a przez niewielką ich ilość nawet nie drażnią. Wady… Największą jest bez wątpienia brzmienie. Nagrań dokonano jeszcze w 2003 roku, do tego w upadającym Selani i to niestety zbyt wyraźnie słychać. Masteringu dokonał wspomniany już James M., ale wszystkiego nie uratował – jakość dźwięku jest co najwyżej średnia, a to odbija się niekorzystnie na czytelności muzyki (zwłaszcza w bardziej zagmatwanych partiach). Mimo to czas spędzony z Demise na pewno nie będzie stracony, a zadowoleni powinni być zarówno fani Death jak i Hypocrisy.


ocena: 8/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/DemisePoland

inne płyty tego wykonawcy:

Udostępnij:

4 komentarze:

  1. Kupować, nie żałować, świetny album. Ostatnio widziałem w media markcie za kolosalną cenę 15 (słownie: piętnastu) złotych. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ekipa zacna, szkoda, że anglojęzyczne recenzje są nieprzychylne. Chwalić trzeba, ale po angielsku, żeby ciołki wiedziały.

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie słucham teraz tej płyty i nie odstaję wcale od średniej metalowej na świecie. Naprawdę solidny album. Kupiłem z jako dodatek do magazynu Thrash'em All w zamierzchłych czasach. Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  4. Sama obecność James'a Murphy'ego już nadaje temu albumowi klimat. Najwięcej krytyki widziałem w kierunku wokalisty. Czy słusznej? Częściowo. To co mi się mega podoba nie tylko w przypadku tej płyty, ale ogólnie sceny polskiej z tamtego okresu była niesamowita ambicja w graniu.

    Wiadomo, zawsze są "jakieś" trendy, które wpływają na to co dany zespół gra, ale Polacy jakby robili swoje i wplatali własne upodobania edo muzyki, nie patrząc się na resztę świata.

    Parafrazując autothralla - "choćby cały świat przestał grać Death Metal, to zawsze można liczyć na Polskę, że będzie krzewić jej ducha"

    A płytę warto kupić. Ja swój egzemplarz wziąłem za 15 zł.

    mutant

    OdpowiedzUsuń