O Dungortheb wspomniał mi kiedyś demo, kiedy przeczesywaliśmy sieć w poszukiwaniu jakichś godnych uwagi nowości. To, co wtedy udało nam się znaleźć, to były klipy z ostatniego albumu Francuzów i choć nie powaliły mnie na kolana, to jednak dało się ich słuchać. Dziś natomiast zajmę się debiutanckim Intended to…, a to, że mamy do czynienia z pierworodnym longplejem słuchać od początku. Nie mam jednak na myśli ani umiejętności chłopaków, które zdecydowanie są ponadprzeciętne, ani produkcji, co do której też nie można się przyczepić. To, o czym mówię, to strona kompozytorska. Bo o ile z umiejętności Francuzom nie zbrakło, to już z pomysłami na granie ciut słabiej. Muzyka, która została wciśnięta na Intended to…, to melodyjnie, czasami nawet bardzo, zagrany tech-death, choć z tym death, to raczej w cudzysłowie. Ale żeby nie było wątpliwości – są growle, podwójne stopy i nielichy kawałek napierdalanki, więc definicyjnie niby się zgadza. Z drugiej jednak strony należy zdać sobie sprawę, że to jednak są Francuzi — a jak historia nas uczy — z ich chęcią do walki i rozpierduchy bywa nietęgo, co szczególnie widoczne było w XX w. Można więc powiedzieć, że jest to death na miarę francuskich możliwości (choć oczywiście znajdzie się wiele francuskich kapel grających dużo brutalniej i agresywniej, ale czemu by nie wytłumaczyć tego w ten sposób ;]?). Tak czy inaczej – muzyki słucha się bardzo przyjemnie i szybko zapomina się o sławetnej przeszłości ludu znad Loary. Jak już powiedziałem, z oryginalnością jest trochę słabo i od pierwszego przesłuchania pojawiają się w głowie skojarzenia z innymi Francuzami z Carcariass, a to za sprawą bardzo charakterystycznych riffów i częstego sweepowania. Tak – dla przyjemności słuchacza sweepują tu często, gęsto i z niemała wprawą, za co można im serdecznie podziękować. Inna sprawa jest taka, że kawałki zbudowane są na bardzo solidnej linii gitary prowadzącej, która niejednokrotnie riffując gra solówki. Dalsze skojarzenia, choć już nie tak wyraźne, poza jednym, dwoma wyjątkami, kiedy to krzyczymy „kurwa, toż to przecież Nocturnus/Death” dotyczą właśnie w.w. kapel. Wybitnie ironiczny, w tym kontekście, jest tytuł drugiego kawałka na albumie „Two Faces”. Ironia polega na tym, że kawałek jest niesamowicie podobny do carcariassowego „Watery Grave” w pierwszej części, a późniejszy riff jest żywcem wyjęty z „Neolithic”. Drugi motyw związany jest z kawałkiem „Beyond the Darkness”, z którego Pan Chuck z pewnością byłby zadowolony. Poza dwoma dość wyraźnymi nawiązaniami do twórczości klasyków, cały album w znacznym stopniu inspirowany jest dokonaniami kapel z Tampy. Można więc powiedzieć, że jeśli ktoś lubi kapele z Tampy, Intended to… przypadnie mu do gustu.
ocena: 7/10
deaf
oficjalna strona: www.dungortheb.com
inne płyty tego wykonawcy:
0 comments:
Prześlij komentarz