Pewnie się zastanawiacie, co mi znowu odbiło, żeby zabierać się za pisanie o jakimś obskurnym, trzecioligowym, zapomnianym albumie z lat ’90? Wszak wieśniacka, wręcz kaszaniasta, kreskówkowa okładka (czyli pełen standard jeśli mówimy o Danii), która notabene kojarzy mi się z ich krajanami, Infernal Torment, niekoniecznie może zachęcić kogoś do obczajania zawartości. Chyba, że ktoś, tak jak ja, wziął sobie za misję życiową przesłuchać wszystko, co powstało jeszcze w minionym wieku.
Informacji nie posiadam za wiele o tej formacji (rym zamierzony), a właściwie wcale. Są tylko jakieś dziwne ksywki, jak Molesting Mike (który wg Metal-Archives, okazał się być wokalistą Thorium), Anal Al, Cape Cum, Caco Cezo. Mastering robił uznany Tue Madsen, a gościnnie solówki są dzięki panom z Artillery. Podejrzewam, że jest to jakiś poboczny projekt, który albo powstał dla beki, albo w wyniku alkoholowego spotkania kilku zespołów. Patrząc na tytuły tracków jak „Maggots Eating My Dick”, „Hurdibrehan” (że czo?) czy „Gaydog”, to obstawiałbym jednak śmiechuwę.
Przechodząc wreszcie do cholery do muzyki, to tu już się zaczyna robić nieco lepiej. Z przyjemnością oznajmiam, że za jedną stronę medalu robi hołd dla Autopsy (głównie „Mental Funeral”) – jest tu zresztą cover ich numeru „Gasping for Air” (z dopiskiem „Fresh”), jak i nawiązanie do jednego z ich hitów w postaci wymownego „In the Grip of Autumn”. Jest to zmiksowane z Marduk, tak z okresu „Dark Endless”. Zdarzy im się też gdzieniegdzie podkraść jakiś riff Pestilence. Perkusję natomiast to bym porównał do stylu Obituary. Wokalu nie porównuje, jest standardowy i fajny. I cały program tak sobie jedzie naprzemiennie, raz klimatycznie i grobowo, a raz Brutalny Groove.
Całość brzmi może nieco zbyt obskurnie i piwnicznie, mimo „remastera” i podgłaśnianie nie pomaga, ale nie sposób odmówić zgrabności, z jaką panowie sobie grają. Różne drobne smaczki urozmaicają materiał, aby nie było zbyt monotonnie i nudnie. No i nie brakuje oczywiście dobrych riffów, co wtedy było podstawą, a dzisiaj, gdzie głównie rozchodzi się o klimat, zdaje się być dodatkiem. Jest to nieco świrnięty, zwariowany i zakręcony album, wręcz imprezowy, za co dostają extra 0,5 punktu w ramach inflacji.
ocena: 7,5/10
mutant