Ja tam jestem uprzedzony i ciągle z rezerwą podchodzę do grindowych kapel z Singapuru i okolic, bo przytłaczającą większość tego, z czym miałem dotąd styczność, można określić jedynie kalekimi generatorami szumu i dudnienia. Tych tutaj wydaje Earache, czyli teoretycznie mamy gwarant jakiejś tam jakości, ale niepewność mimo to pozostaje. Okazuje się jednak, że nie taki diabeł straszny, bo podopieczni Anglików (swoją drogą, co ich tak nagle wzięło na brutalizmy, szykuje się nowa moda?) grają zupełnie nieźle, choć wtórnie do n-tej potęgi. Dirge to szybka, gwałtowna i dzika, a przy tym dobrze brzmiąca napierducha, która bez problemu trafi do wielbicieli najbardziej klasycznych przedstawicieli gatunku. Nie spodziewajcie się zatem wyszukanych cudów na poziomie Nasum czy współczesnego Napalm Death, bo Wormrot ładuje prosto i raczej jednowymiarowo. Chłopaki unikają zarówno udziwnień, jak i urozmaiceń, ale ani jedne, ani drugie nie są im do szczęścia potrzebne – najważniejsze, że potrafią dostarczyć słuchaczowi przyzwoitej dawki czystej, niczym nie skrępowanej pierwotnej energii. 25 kawałków w 18 minut – imprezy plenerowej się tym nie rozkręci, ale starcza akurat, żeby sobie zagospodarować prawie całą przerwę reklamową na polSacie.
ocena: 6/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/wormrot
podobne płyty:
- DEAD INFECTION – Brain Corrosion
- NEUROPATHIA – Graveyard Cowboys
- PHOBIA – Means Of Existence