Master to dziecko Paula Speckmanna, które należałoby zaliczyć do podwalin gatunku i gdyby facet miał farta i wydał swój nieszczęsny debiut tak jak planował w 1985 r., to prawdopodobnie cieszyłby się nieco większym uznaniem i estymą. Stety, lub niestety, jest inaczej i większość osób podchodzi z minimalnym zainteresowaniem do dyskografii grupy, zwłaszcza że cierpi ona na syndrom Motorhead – solidne, ale mało ekscytujące rzemiosło, bo proste i przewidywalne do bólu.
Po moim ulubionym „Let’s Start a War”, Paul (albo może raczej Pavel), dokooptował sobie dwóch lokalnych muzykancików o jakże zacnych nazwiskach – Alex Neje(d)zchleba (Czech), oraz Zdeněk „Bez Spodeněk” Pradlovský (Słowak), którzy na co dzień zarabiali na ów chleb w mało ciekawym zespole Shaaaaark. Skład ten utrzymał się bardzo długo, bo aż do 2019 r., co przy autorytatywnym charakterze Paula zakrawa wręcz na bluźnierstwo (przepraszam, już kończę być wrednym burakiem).
W stosunku do wcześniejszych lat, muzyka nabrała zdecydowanie mocniejszego, punkowego charakteru, takiego z kategorii d-beat. Słychać też, że poszła duża ilość Pilsnerów, bo płyta jest strasznie wyluzowana i ma zgodnie z okładką i tematyką, kowbojski, quasi-country klimat. Kolejnym szokiem jest to, że Speckmann postarał się troszeczkę zróżnicować pomysły (ale też bez przesady) i spróbował zaprezentować różne odcienie w swojej dość hermetycznej i konsekwentnej twórczości.
W efekcie końcowym dostajemy pewien ewenement, wręcz anomalię w dyskografii Master – bardzo przystępny album, który w niczym nie traci na agresji, ale zyskuje znacząco na śpiewności (najbardziej jest to odczuwalne w „Another Day in Phoenix”). Speckmann zadowala się skocznym, wręcz klasycznym rockowym riffowaniem. Całość spina jakże oczywisty cover Johnny’ego Cash’a „Ring of Fire”, stanowiący idealne zakończenie płyty. Sprawdza się poniekąd stara zasada, że czasem jakość muzyki wynika z gustu muzyka i tego, co słucha w danej chwili.
Taki zabawowy, lekki album zresztą na dzień dzisiejszy się nie powtórzył u Mastera, dlatego tym bardziej dobrze jest się zapoznać z The Spirit of the West. Nie musicie pić przy tym czeskiego piwa, łyskacz byłby nawet bardziej wskazany. Noście też przy sobie kolta, nigdy nie wiadomo, kiedy wyskoczą za krzaka wyjęci spod prawa bandyci, aby ukraść wam złoto, a szeryf może nie zdążyć przyjść wam z odsieczą. Noż oczywiście, że polecam.
ocena: 8/10
mutant
oficjalna strona: www.speckmetal.net
inne płyty tego wykonawcy: