Pierwsza płyta tej amerykańskiej ekipy, choć dobra, nie narobiła wielkiego szumu, bo i nie trafiła do zbyt wielu uszu. Dość powiedzieć, że dużo łatwiej dostępna była (i nadal jest) wydana dwa lata wcześniej kompilacja starszych, demówkowo-epkowych materiałów. Nie zmienia to faktu, że krążek dotarł tam, gdzie trzeba, czyli do włodarzy 20 Buck Spin, którzy dostrzegli w zespole potencjał i dali mu szansę zaistnienia przed szerszą publicznością. Opłaciło się, bo na I Erode Laceration udowodnili/potwierdzili swoją wartość.
Zespół trzyma się stylu, w którym rzeźbi od lat, stąd też na I Erode w stosunku do „Demise” próżno doszukiwać się znaczących zmian, zaskakujących rozwiązań czy niezrozumiałych eksperymentów – to ciągle klasyczny death metal circa 1992. Jeśli Amerykanie już coś majstrują przy graniu, to ma to związek wyłącznie z dopracowywaniem szczegółów oraz tworzeniem coraz zgrabniejszych i mocniej angażujących aranżacji. Wychodzi im to praktycznie bez zarzutu, bo takie numery jak „Strangled By Hatred”, „Excised”, tytułowy czy „Vile Incarnate” (i w sumie „Carcerality” też…) wchodzą jak złoto, pozostałym zaś w różnym stopniu brakuje bezpośredniej przebojowości albo mocniej wyróżniających się motywów.
W twórczości Laceration nie raz przebijają się echa Death, Gorguts, Suffocation, Malevolent Creation czy Cannibal Corpse, co oczywiście dobrze świadczy o ich gustach, jednak — i to jest bardzo ciekawe, zważywszy na dość długi staż zespołu — chłopaki sprawiają raczej wrażenie zainspirowanych kapelami, które na wczesnym etapie inspirowały się wspomnianymi klasykami. Wicie, rozumicie – taka inspiracja drugiego stopnia. Stąd też w utworach wyraźniej słychać Skeletal Remains czy Rude niż chociażby… Death, co jest trochę dziwne, ale cóż – takich doczekaliśmy czasów.
Największy postęp u Laceration dokonał się w temacie brzmienia. Za nagrania I Erode odpowiada Greg Wilkinson (Autopsy), zaś za produkcję Matt Harvey (Exhumed) – muszę przyznać, że jest to zajebisty duet i oby jak najczęściej współpracowali, bo dzięki ich wysiłkom album brzmi znakomicie. Z jednej strony całość jest selektywna (warto zwrócić uwagę na mocny bas), profesjonalnie oszlifowana i świetnie zbalansowana, a z drugiej ma oldskulowy feeling i ani przez moment nie wali plastikiem.
Podsumowując, mamy tu do czynienia z porządnie przygotowaną krótką płytką w jasno określonym stylu. Wprawdzie nieoryginalną i nie bez wad (intro i instrumental można by odstrzelić), ale podaną z serduchem. Jeśli takie granie wam wchodzi, to i I Erode łykniecie bez popitki.
ocena: 7,5/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/lacerationofficial
podobne płyty:
- RUDE – Remnants...
- SKELETAL REMAINS – Devouring Mortality
Fajnie, naprawdę fajnie się czyta twoje recki. Nie zawsze się zgadzam z opinią o danej płycie, ale nawet jeśli tak jest, to i tak mielę każdy wiersz z przyjemnością. Śmiem nawet twierdzić, że na polskim poletku recenzentów płyt metalowych nie masz sobie równych. Nie jest to lizusostwo, bo nie mam w tym żadnego interesu. Tak po prostu jest. Życzyłbym sobie co najwyżej większej częstotliwości nowych recenzji, ale i tak nie jest źle.
OdpowiedzUsuńa czy moje recenzje też lubisz? 0_0
Usuńaha, odnośnie częstotliwości, my tu omawiamy materiał, który posiadamy fizycznie tzn. winyl, cd, kaseta. nie ma recek na podstawie spotify / youtube / mp3, więc to co jest omawiane, jest kupione, a co za tym idzie, traktowane poważnie. Po drugie, zanim recka się napisze, potrzeba dużo czasu, aby wchłonąć materiał. Ja teraz wchłaniam Deivos - Apophenia (oceniam obecnie na 7.5/10). Czy powstanie z tego recka? Pewnie nie, zostawie to mistrzowi :3 Choć komentarz pewnie zostawię
Usuńaha i zapomniałbym o najważniejszym (sorry za spam) - ty też możesz dołączyć do recenzentów btw, więc jeśli jest coś o czym chcesz napisać, to zaglądnij w info i pisz
UsuńOsobnik powyżej mocno się zagalopował, nie należy tego brać na poważnie.
UsuńWazelina przyjęta, ego połechtane, czekam na fakturę za te słowa przesady. Jakbyśmy się we wszystkim zgadzali, to by było nudno, a tak se można pochujować od czasu do czasu. Też bym sobie życzył większej częstotliwości, ale pewnych rzeczy nie przeskoczę, a cisnąć na siłę byle tylko coś było nie mam zamiaru.
OdpowiedzUsuń